Stałam się prawdziwą Mamuśką. Od momentu zobaczenia synka, który przytulił się do mnie i ufnie spojrzał w oczy (szukając odpowiedzi, czy jestem tą samą panią, która go nosiła), pokochałam tego szkraba - nawet nie sądziłam, że tak mnie to weźmie.
Opieka nad dzieckiem jest intensywna. Czasem nie mam czasu zjeść, wpycham śniadanie/obiad/kolację w przerwach na karmienie, zmianę pieluchy i kołysanie. Dni jednocześnie wleką się, podobne do siebie, chociaż diametralnie różne, a czas pędzi jak szalony. Synek ma już prawie trzy tygodnie. A w moim życiorysie zagubiły się dwa: zupełnie inaczej odczuwam upływ czasu. Inaczej podchodzę wreszcie do tego wolnego: nie wiem, co mam z nim robić... W chwilach nie-zajmowania-się-malcem sprzątam w pośpiechu, staram się coś ugotować lub upiec, załączam pranie. Jeśli te czynności nie wyczerpią czasu "dla mnie", siadam przed komputerem: sprawdzam pocztę, przeglądam blogi i "twarzową książkę". Zwykle wtedy synek budzi się i - wyrwana - "pędzę na ratunek". Kiedy jednak milczy, śpiąc, ja zatapiam się w pustce. Co robić? Niczego "na poważnie" zacząć nie można, bo Janek mimo wszystko lubi budzić się w momentach nieprzewidzianych. Siedzę więc i kontempluję. Czy macierzyństwo jest tak nudne, czy tak absorbujące? Na niewiele mam czasu, z drugiej strony mam się czym zająć. Opieka nad dzieckiem to praca całodobowa.
W amoku wychowawczym i wysłuchiwaniu porad płynących ze wszystkich niemal stron, opracowałam "notatnik matki-polki" - notuję w nim swoje posiłki, posiłki synka, informacje o wizytach i ustaleniach lekarskich, anegdotki. Spisuję dzień po dniu, uzupełniam zdjęciami (kiedy mam czas je wydrukować). Służy nie tylko utrwalaniu chwil ulotnych, pędzącego na złamanie karku czasu, który odbiera naszemu dziecko młodość (zabrzmiało dramatycznie ;)). Przydaje się też obserwacji mogących-wywołać-kolkę-brzydaków. Stąd większość notatek opatrzona jest naklejką butelki: by szybko odnaleźć zapiski poświęcone diecie młodego (inną naklejką oznaczam swoje codzienne menu). Staram się być mamą, której nic nie umyka. A przynajmniej, która ma świadomość, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy ;).
"Lamówka" butelek biegnie linią przerywaną - jak przerywane są wszelkie czynności, kiedy płacze Jasio. (Poznaję znaczenie słów "rodzicielskie poświęcenie" ;))
Przerwane zostało też moje dotychczasowe życie. (I już nigdy nie będzie ono takie samo.) Ale czy to źle? Jestem zmęczona i czasem przegrywam ze zniecierpliwieniem, ale widok uśmiechającego się przez sen synka i czułe słowa Męża sprawiają, że życie nabiera sensu. Ma się dla kogo żyć :)
Wzruszył mnie Twój wpis. Nie znam się na dzieciach i byciu mamą, ale po wybuchu tego meteorytu zwanego 'nowym życiem' świat się musiał zmienić, ale w końcu stanie się znajomy i dobry :)
OdpowiedzUsuńJuż trochę się zaznajomiłam z sytuacją. Niby nowa, ale stara - przypominam sobie swoje własne dzieciństwo, wracam do niego... Z jednej strony młodnieję, z drugiej się starzeję - przez świadomość, że doświadczam dzieciństwa od drugiej strony - strony mamy ;) Zaczynam swoją mamę lepiej rozumieć, ba!, momentami zachowuję się jak ona z moich wspomnień... Takie déjà vu... ;)
UsuńMarta miło Cię znaleźć na blogspocie. Chciałabym prowadzić taki notatnik, ale zawsze jak chciałam mieć pamiętnik to kończyłam pisanie po 3 dniach. Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga :D Anika
OdpowiedzUsuńSama się sobie dziwię, że wytrwałam... W efekcie zanotowałam ponad 114 dni z życia swojego i synka! Ale potem już nie miałam takiej motywacji... :P
Usuńkurka. przeglądam sobie Twojego bloga i uświadamiam sobie, że jestem dokładnie w tym etaie swojego życia. jest fajnie, jest inaczej, jest nowe życie, ale pielęgnacja jest jednak monotonna. zeszytu raczej nie prowadzę, bo to też dość monotonne. trzeba się ogarnąć i w końcu zdjęcia posegregować w albumach, a nie, tylko leżeć i dumać w tym połogowym czasie! dzięki za kilka słów. każda młoda matka, tak mi się wydaje, myśli, że tylko ona bidula taka umęczona, a pewnie inne matki świetnie sobie radzą. miałam taki okres, ale na szczęście rozmowy z innymi Matkami uświadomiły mi, że nie jestem sama w tym swoim monotonnym myśleniu i trwaniu. no to tyle, cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńWszystkie przechodzimy to samo, tylko na zewnątrz jesteśmy takie super poukładane i zadowolone ;) A macierzyństwo - zwłaszcza na tym wczesnym etapie - często nudzi... Ja teraz odkrywam przyjemności spędzania czasu z małym człowiekiem: mój synek zaczyna mówić, bawić się sam, zaprasza mnie do swojego świata... Jest ciekawiej.
UsuńO tak, z ogarnianiem zdjęć jest problem... Polecam załatwić to stosunkowo szybko, bo potem gromadzą się, gromadzą i człowiekowi już w ogóle nie chce się ich ruszyć... Wiem, bo niedawno przekopywaliśmy je z mężem w poszukiwaniu tych do wywołania :P I było to kilka ciężkich dni upływających na klikaniu, przeklejaniu... ;)
Wszystkiego dobrego! Niech moc będzie z Tobą! :)