Czytałam o targach designu dla dzieci w Szczecinie, Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu... Tylko te moje Katowice coś takie oddalone od wszystkich imprez. Do czasu...
W piątek dostałam SMS-a od Urzędu Miasta, że następnego dnia rozpoczyna się Mały Silos - uliczne targi sztuki i designu dla dzieci. Miało mnie zabraknąć? Nigdy!
Jan przy okazji zaliczył pierwszą jazdę tramwajem. Podróż "do" obfitowała w nadmiar emocji, którego tłumieniem zajęły się ramiona matki, podróż "z" upłynęła pod hasłem starego wyjadacza: syn usnął, znudzony. Mąż miał mieszkanie dla siebie a ja satysfakcję z pierwszej "samotnej" podróży z dzieckiem środkami transportu publicznego. Przeżyłam, a więc da się. Co więcej: było sympatycznie.
Atmosfera była niesamowita. Większość wystawców stanowiły kobiety, które zainspirowało macierzyństwo. Jednak między matkami jest chyba jakaś niepisana więź, bo rozmawiało mi się z nimi naprawdę dobrze, jakbyśmy były koleżankami. Czuć było pasję, radość z tego, co się robi, pozytywna energia wibrowała w powietrzu. Każdy witał się uśmiechem, pozdrawiał jak starego znajomego, pani z Lamali rozśmieszała Janka udawaniem dźwięków z książeczki. Żałowałam, że obiecałam Mężowi ekonomiczny rozsądek. Miałam ochotę ogołocić kilka stoisk z ich artykułów... Stanęło na dwóch książeczkach (jednej synek nie chciał oddać i została z nim w wózku), kominie od pewnej Mammooni oraz przypince, dla której znalazłam miejsce w przerabianej właśnie bluzce. Bo i mama mogła znaleźć coś dla siebie: od torebek począwszy, na czapkach i innych częściach garderoby - w komplecie pasującym do ubranek dziecka - skończywszy. Małe królewny miały swój raj: opaski, gumki do włosów, spinki, sukienki, koraliki... Były szyte zwierzaczki, ręcznie wyszydełkowane miśki z zabawnymi mordkami, chmurki z kroplami, pierogi z filcu, koszulki ze ślunską godką (nie zapomnę rozwartej paszczy jakiegoś rysunkowego niemowlęcia i hasła: "Dej nupla!"), kilka nieżywych lisów do przytulania (spokojnie, pluszowych ;)), miasteczko Mamoko (umieszczone na liście zakupów) i zjawiskowe Czary mary koszmary i ćmy.
Katowice dały radę.
Czary mary koszmary i ćmy |
A kuku! ;) |
dzieci ozdabiały okładki płyt "Sealesia 3"; dzięki temu każdy krążek miał wyjątkowe opakowanie |
Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń