Ostatnio psują mi się futerały. Miałam dwa: jeden w kształcie sowy, drugi jako mini kosmetyczka. Oba ze skóry ekologicznej (lub czegoś podobnego). Z obu skóra ta zaczęła schodzić. Płatami najczęściej. Drobnymi skrawkami, które zaśmiecały mi torebkę. Skarciłam siebie w duchu, że w porę nie pomyślałam o tym, żeby nabyć jakiś normalny futerał na telefon. W Warszawie, na stoisku niedaleko Kolumny Zygmunta, jedna pani handlowała ślicznymi futerałami uszytymi przez jej córkę. Zamiast siebie karcić, pomyślałam więc: Chwila, chwila! A może sama coś uszyję?
Kształtu idealnego nie musiałam długo szukać. Książka. Proste, w miarę nieskomplikowane, piękne.
Synek spał, ja szyłam. Efekt? Zachwyca (przynajmniej mnie ;)). Jeszcze tylko pozostaje dorobić zapięcie, najlepiej w formie oddającej zakładkę, i będzie to futerał-ideał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz