Nie, dzisiaj nie będzie o tym, jak zaoszczędzić na prądzie.
Dzisiaj będzie o żarówce w trochę innej formie - jako synonimie pomysłowości.
Żarówki wiszące na kolorowych (lub nie) kablach, samotnie lub w towarzystwie, ostatnimi czasy królują na salonach, w biurach, nad domowymi miejscami pracy, w alkowach, pokojach dziecięcych, kuchniach... Wymieniać można w nieskończoność, bo i jedynym (choć czasem znaczącym) ograniczeniem jest wyłącznie ludzka wyobraźnia.
Na jednym ze zdjęć widniejących gdzieś w sieci jedna z żarówek wyglądała na miękką, niemalże pluszową... (Najwyraźniej moje oczy zaszły mgłą, w której rozpływa się wszystko, nawet ostre kontury.) Pomyślałam wtedy: może materiałowa? Po chwili - koniecznej dla zaskoczenia wszystkich odpowiednich klapek w mózgu - myśl: dlaczego nie?
Zabrałam się za szycie.
Pierwsza żarówka wyszła koślawo, ale dopiero się wprawiałam. Właściwie pierwszy raz szyłam wtedy "na poważnie" (czyt. kombinowałam z zawijasami, pętelkami i kształtami owalnymi; za sobą miałam obszywanie ścierek i uszycie poszewki na kołdrę, co - przy prostokątnym kształcie i minimalnych zakrzywieniach - było w gruncie rzeczy łatwizną). Kolejne zapaliły błysk w moim oku. W drugim także. Teraz mi się oczy świecą, ilekroć na te żarówy patrzę. Świecą z radości i satysfakcji. Nie, to nie błyskająca łza wzruszenia w kąciku (jak mogłabym odpowiedzieć mężowi, którego moje wzruszanie się przy różnych okazjach - np. na niektórych reklamach - rozbawia). Choć może...? ;)
Efekt końcowy? (pokój dziecięcy i kącik roboczy)
Dzisiaj będzie o żarówce w trochę innej formie - jako synonimie pomysłowości.
Na jednym ze zdjęć widniejących gdzieś w sieci jedna z żarówek wyglądała na miękką, niemalże pluszową... (Najwyraźniej moje oczy zaszły mgłą, w której rozpływa się wszystko, nawet ostre kontury.) Pomyślałam wtedy: może materiałowa? Po chwili - koniecznej dla zaskoczenia wszystkich odpowiednich klapek w mózgu - myśl: dlaczego nie?
Zabrałam się za szycie.
Pierwsza żarówka wyszła koślawo, ale dopiero się wprawiałam. Właściwie pierwszy raz szyłam wtedy "na poważnie" (czyt. kombinowałam z zawijasami, pętelkami i kształtami owalnymi; za sobą miałam obszywanie ścierek i uszycie poszewki na kołdrę, co - przy prostokątnym kształcie i minimalnych zakrzywieniach - było w gruncie rzeczy łatwizną). Kolejne zapaliły błysk w moim oku. W drugim także. Teraz mi się oczy świecą, ilekroć na te żarówy patrzę. Świecą z radości i satysfakcji. Nie, to nie błyskająca łza wzruszenia w kąciku (jak mogłabym odpowiedzieć mężowi, którego moje wzruszanie się przy różnych okazjach - np. na niektórych reklamach - rozbawia). Choć może...? ;)
W wieszaniu pomogła niezawodna washi tape.
O tym chmurkowym mobilu pisałam TUTAJ.
__________________________________________________________
W ramach inspiracji, na zakończenie kilka grafik z żarówką w roli głównej:
Na koniec urocza grafika retro:
Źródła grafik: 1. http://logopond.com/gallery/detail/84271; 2 i 3. http://www.behance.net/gallery/5419523/Light-Bulb; 4. http://aronfreyr.com/wp-content/uploads/2014/02/hugm-09.jpg; 5. http://www.photoree.com/photos/permalink/1328087-31493432@N08.
Cudna żarówka!!! Pomysł rewelacyjny!!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! I cieszę się ogromnie ;)
UsuńBardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ;)
UsuńNaprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń👌😃
Usuń