Nie ma już popularnej aktorki. Nie ma już Anny Przybylskiej. Nie ma nawet Ani Przybylskiej. Została Ania. Po prostu, Ania. Mama jak my wszystkie. Kochająca, ciepła, oddana... Normalna babka, która od kilku lat prezentowała w mediach przede wszystkim swoje serce.
Dziś niemal każda mama przechodzi z Nią na "Ty", spoufala się, bo czuje jedność, identyfikuje się. Ania - mama jak my wszystkie...
Mogłam być na jej miejscu - pada komentarz. Była taka młoda... Osierociła trójkę dzieci...
- Najstarsza miała 12 lat - rzuca przy kasie jedna z klientek sklepu w odpowiedzi na pytanie sprzedawczyni. - Najmłodszy chłopczyk dopiero trzy latka... Tak bardzo potrzebuje mamy! Ale ta starsza też przecież - w tym wieku każda dziewczyna potrzebuje wsparcia matki!
Niedowierzanie, ukłucie w sercu, chwila zadumy i refleksji. Poczucie braku. Poczucie niesprawiedliwości.
Ale - niezależnie od tego, czyja to wina: czy boga (któregokolwiek), czy losu (mniej lub bardziej ślepego), czy kosmitów nawet (bawiących się naszym światem jak grą The Sims) - ludzie odchodzą. Umierają. Możemy mieć tylko żal, że za wcześnie...
Rak trzustki zabrał mi babcię. Cholerny, pieprzony rak trzustki, który zamknął też oczy Ani. Pamiętam reakcję swojej mamy - dorosłej kobiety, której ziemia osunęła się spod nóg, która przez kilka tygodni płakała po nocach, nie potrafiła się pozbierać. Chyba nigdy nie ma dobrego momentu, by pożegnać swoją mamę, pozwolić jej odejść. Na to potrzeba czasu, niezależnie od tego, ile mamy lat.
Pozostaje nam zachować tę lekcję, wszystkie te mądre i głębokie słowa, które padły pod presją emocji. Pamiętajmy swoje odczucia - te pozytywne. Kochajmy mocniej, uśmiechajmy się częściej, mniej przejmujmy tym, co nie jest tego warte.
Nie oszukuję się. Wiem, że znów krzyknę na syna, gdy ten wyprowadzi mnie z równowagi. Znów będę marudzić, sprzątając jego zabawki. Znów będę zniecierpliwiona, gdy minie dwudziesta minuta, a młodzian jeszcze nie będzie spał, przewracając się w łóżku z boku na bok.
Ale kiedy go przytulam - przytulam mocniej niż wcześniej. Kiedy do mnie podbiega i dzieli się swoim światem, staram się na niego spojrzeć i okazać zainteresowanie. Częściej go całuję. Częściej mówię, jak bardzo jest dla mnie ważny i jak mocno go kocham.
Dziękuję za lekcję celebracji małych momentów. Tych ulotnych chwil, które decydują o naszych uśmiechach, które prawdziwie poruszają serce. Nie ważne, czy Ani, czy Bogu, czy losowi. Po prostu... Dziękuję.
Dopóki ogień płonie, niech serca drżą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz