Cotton Ball Lights nie muszę chyba przedstawiać, sznury świetlistych kul na dobre zadomowiły się w naszych wnętrzach (a jeśli jeszcze nie zdążyły, zapewne pomieszkują w głowach, moszcząc się wygodnie w przegródce "plany wnętrzarskie").
Ideę bawełnianych nici zwiniętych w barwne wydmuszki służące jako swoiste abażury dla niewielkich lampek kupiłam niemal od razu. Jeszcze nim usłyszałam nazwę Cotton Ball Lights, moja bratnia dusza mieszkająca w Warszawie poinformowała mnie o wyprzedaży asortymentu pewnego klimatycznego sklepu - w ten sposób w naszym mieszkaniu pojawił się pierwszy sznur bawełnianych kul - radosny, kolorowy, noszący nazwę Paris. Zawisł w pokoju synka, właściwie całkowicie zmieniając charakter wnętrza; w miejsce tonacji marynistycznej, w której chciałam je utrzymać, pojawiły się beże ("posypialniany" kolor ścian), żółcie, pomarańcze, odcienie liliowego... Okazało się, że barwy te zagrały razem idealnie, a dziecięcy pokój jest wesoły i przyjemnie się w nim przebywa. (O przyjemnościach płynących z obserwacji świecących się wieczorową porą lampek chyba nie muszę wspominać? ;))
Niedawno miałam możliwość (i przyjemność) stworzyć swój własny zestaw 20 kul.* Wybrałam cztery odcienie, które - jak sądziłam - skomponują się w ciekawą jedność przy jednoczesnej powściągliwości (chciałam, by barwy były wyważone, delikatne, nie narzucające się, ale przykuwające wzrok). Stonowane beige, mud i shy grey przełamałam jasnymi golden thread - chciałam nieco rozjaśnić kompozycję... Gdy rozpakowałam przesyłkę, zestaw równo ułożonych, posegregowanych kolorami kul wprowadził mnie w chwilowe zwątpienie - beżowy był ciemniejszy, niż się spodziewałam, zdawał się nie pasować do reszty kolorów. Uparta (mam to chyba we krwi) stwierdziłam jednak, że skoro sama wybrałam, to mam i musi mi się podobać. Po prostu koniec i basta! ;) Jak się okazało, to nie było takie trudne. Gdy tylko kule zamieszkały obok siebie, połączone sznurkiem, wszystko znów (jak w mojej głowie!) zaczęło do siebie pasować. A gdy zobaczyłam je "w akcji"... :}
Są przepiękne. Szczególnie nowe kolory kul: golden thread i shy grey. Zwłaszcza ten ostatni; nazwa mogłaby sugerować jakiś odcień szarego, ale taka klasyfikacja byłaby sporym uproszczeniem... "Wstydliwy" kolor zawiera w sobie i romantyczność lawendy, i ciepło muśniętego słońcem brązu, i uniwersalność szarego właśnie... Jest prześliczny - i zachowuje się niemal jak kameleon, w zależności od otoczenia ujawnia się jego inna "skrywana" nuta kolorystyczna. Cóż się dziwić - wstydliwe to kule, chwalić się nie lubią ;).
Może dziwić wybrana przeze mnie tonacja kolorystyczna (mojego małżonka dziwi - wydaje mu się za ciemna), ale chciałam stworzyć sznur możliwie uniwersalny, który pasowałby do wnętrza niezależnie od jego przeznaczenia (od sypialni, przez salon, kuchnię, na pokoju dorastających chłopców kończąc). Nie wiem bowiem, czy kiedyś nie zechcę przemalować swoich ścian w odcieniu "słonikowym" na inny, czy te białe wciąż będą białe, czy nie "odwidzą" mi się moje aktualne upodobania co do wystroju... W naszym dużym pokoju królują szarości i czernie, więc z początku planowałam skomponować sznur czarno-biały (poprzetykany różnymi odcieniami szarości właśnie); stwierdziłam jednak, że to byłoby za proste, zbyt oczywiste (tymczasem nęciły mnie nieoczywistości!).
Koniec końców efekt mnie zachwycił. Gdybym miała nazwać swój sznur, użyłam określenia szykowny. Gdybym miała do wyboru dwa słowa, dodałabym: glamour. Zresztą... zobaczcie sami:
Zdjęcia wykonałam w klimatycznym i inspirującym mieszkaniu mojej chrzestnej.
___________________
* To nie jest moja pierwsza "przygoda" z CottonBallLights; swego czasu miałam przyjemność wygrać w konkursie na opis jednego z zestawów (Deep forest - słoneczne refleksy między rozświetlonymi liśćmi, muśnięta ciepłem ściółka - mech i paprocie ogrzewające się w słońcu...)
Też zawsze mi się podobały te kulki, ale jakoś nigdy do końca nie byłam zdecydowana.Co innego na zdjęciach, co innego u siebie w domu.U ciebie wyglądają bardzo przytulnie i stylowo.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń(Przepraszam, że odpisuję tak późno...)
UsuńO tak, one zmieniają wnętrze, tzn. ocieplają je i dodają mu uroku :) Może na takie nie wyglądają w pierwszej chwili, kiedy np. dostanie się pudełko z nimi, ale wkomponowane w domową przestrzeń ją wzbogacają... Sprawdzone ;)
Pozdrawiam ciepło!
No i mam Cię!
OdpowiedzUsuńShy grey jest rzeczywiście moją ulubioną kulą w zestawie. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, która kula jest która, ale wspominając o lawendzie ułatwiłaś mi identyfikację :)
No i powiem szczerze, że czuję się zaszczycona, że znam osobe, która wymyśliła nazwę dla jednego z zestawów CBL :) Tym bardziej, że to cudowna nazwa. Obok kolorów, nazwy to mój drugi konik.
Kiedyś robiłam bransoletki i wymyślanie im odjechanych nazw było największą przyjemnością - możesz zobaczyć np tu: http://spelnialniakaprysow.blogspot.com/2012/11/tum.html
buziaki!
Świtezianka i Pogoda dla bogaczy wymiatają! :D
UsuńOch tak, to najfajniejsza kulka :) Piszę właśnie o projekcie pokoju dla Małej i znów o cottonach - po raz kolejny shy grey się rumieni, bo mowa o niej w samych superlatywach... ;) Heheh, to prawda, ciężko je rozróżnić momentami :P
Ściskam mocno i przytulam!