Przez kilka dni zbierałam białka jajek; przypadkiem. A to leniwe raz, drugi, a to panierka... Wiedziałam, że powstaną bezy, nie sądziłam jednak, że przybiorą odświętną formę... ;) Pomysł na bezowe choinki zrodził się spontanicznie, zapewne w trakcie jednego czy drugiego usypiania synka, gdy moje myśli często wyrywają się rzeczywistości i krążą po różnych, czasem doprawdy fantazyjnych orbitach...
Korzystałam z przepisu na bezy już publikowanego na blogu (TUTAJ). Lekkim modyfikacjom uległ jedynie sposób ich formowania. Na ścianki strzykawki/szprycy do kremu (według mnie jest najwygodniejsza; oczywiście można korzystać także z rękawa cukierniczego) wycisnęłam kilka kropel zielonego barwnika spożywczego (wcześniej używałam też sypkiego - podanego bezpośrednio do masy, ale efekt nie był szczególnie efektowny), po czym zaczęłam nakładanie bezowej masy. Jako końcówki użyłam nakładki w kształcie gwiazdki; formowałam z masy swoistą spiralę: wpierw dość duże koło, z każdym "piętrem" czy poziomem coraz mniejsze, aż do czubka. Nadgarstek wykonywał lekkie okręgi w powietrzu...
Z gotowych bez powstał swoisty słodki las, muśnięty lekko suchym śniegiem ze sproszkowanych zbóż. Przedzierał się przez niego nawet Święty Mikołaj... Czy widzicie ślady jego stóp na śniegu?
Potem Mikołaj odszedł, a pewien niesforny elfik o jasnych włosach wyciągnął swoje lepkie od cukru paluszki... Nastąpił wyrąb lasu. Ale spokojnie. W miejsce dawnych drzewek zawsze można zasadzić nowe... ;)
Wpis bierze udział w akcji:
Urocze :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń