Początek listopada był wprost przepiękny. Porozpinane płaszcze unosiły się lekko, porywane spiesznym marszem wymierzanym przez kroki liczone na cmentarzu; szaliki wrzucone do siatki ze zniczami, blask ognia zapałek czy zapalniczki rozświetlający powolny mrok - choć myślami już było się przy jesieni, do zimy wciąż było daleko...
Następnie magia spacerów: weselszych i bardziej aktywnych niż październikowe. Plusk kasztanów wrzucanych do wody, szelest liści, ciepło promieni słonecznych... Listopad i włosy swobodnie powiewające na wietrze? Bez krępujących czapek, przyklepanych fryzur - ciężkich, jak gdyby i one przygotowywały się na zimę...
W pewnym momencie spadł deszcz, który rozcieńczył świat. Świat coraz mniej wyraźny, podobnie jak ludzie. A potem światło rozrzedzało się coraz bardziej, niknęło za coraz grubszą zasłoną tiulowych spódnic Zimy - bo chociaż swego puchowego płaszcza ze śniegowej skóry jeszcze nie rozpostarła, już czuć jej oddech na szyi; jak zbliżającą się Bukę rozpoznaje się po szronie i zamarzającym oddechu...
W atmosferze skutych lodem kałuż i zawianych arktycznym powiewem przechodniów, nastał grudzień.
Skulona i otulona, podjadam nugat, ciasteczka imbirowe, zapalam latarenki w oknie i czekam na Święta...
piękne migawki z Waszej codzienności :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Usuńtez chciałabym przejechać się elka :) a zdjęcie kukbuka wyszło Ci rewelacyjne !!
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie!
UsuńA do przejażdżki elką serdecznie namawiam :) Jeśli nie teraz, to na pewno później - planują rozbudować ją o te trasy, które funkcjonowały lata temu :) (Przy okazji w ogóle zapraszam do Parku Śląskiego - pięknie jest i trudno się nudzić :) Heh, może powinni mi za reklamę płacić :P)
Pozdrawiam serdecznie!