Na początku stycznia większość swojego "komputerowego" czasu spędzałam na tworzeniu fotoksiążki. Przeglądałam zdjęcia z zeszłego roku, uprzednio i z rozmysłem skatalogowane, podzielone nie tylko na miesiące, ale i - wstępnie - na poszczególne strony czy rozkładówki... Przeglądałam i starałam się skomponować je razem, zmieścić tak, by jak najwięcej kadrów-wspomnień zawrzeć z szacunkiem dla wybrednego oka... ;)
Tworzenie fotoksiążki zajmuje nieco czasu, ale nie jest trudne. Mama J.J.-a i Niedźwiadka korzystała z usług jednej firmy, ja innej, a obie posiadamy podobne doświadczenia, tzn. jesteśmy zadowolone z łatwości i wielości możliwych do wykorzystania opcji. Ok., to drugie może momentami przyprawiać o zawrót głowy (gdy "pod koniec" pracy odkryłam zakładkę z clipartami, mniej więcej tak się właśnie czułam - jak gdyby wrzucono mnie w sam środek "Vertigo" Hitchcocka ;)), ale dzięki temu możemy maksymalnie zindywidualizować swój projekt.
Książkę tworzyłam kilka dni, ale nie żałuję poświęconego czasu. Być może nigdy bym się za to nie zabrała, gdyby nie mała motywacja ze strony wujka - otrzymałam od niego kupon zniżkowy na wykonanie fotoksiążki właśnie. Szybko okazało się, że wymieniona na kuponie kwota nie wystarczy na realizację tego, co sobie umyśliłam. Ponad 600 zdjęć zmieścić na prawie 30 stronach!? W efekcie cena wyszła dwa razy wyższa - z uwagi na zwiększoną ilość stron (50, jak się okazało, to dla mnie konieczne minimum ;)) i jakość papieru, ale - po raz kolejny - nie żałuję. I zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że co roku będę "lekką" ręką wydawać 250 złotych na fotoksiążkę. Wydaje się, że to dużo - bo jak na jednorazowy wydatek, jest to niemało. (Nie brakuje jednak opcji zdecydowanie tańszych - wystarczy poszukać na stronach z ofertami. Fotoksiążkę można wówczas zamówić z upustem sięgającym nawet 70%!) Z drugiej strony - taka książka zbiera większość najładniejszych czy najciekawszych zdjęć z całego roku, jest wyjątkową pamiątką, co istotne: analogową... Co z tego, że mam multum folderów z fotografiami na komputerze? Że może nawet zrzucam je na dysk przenośny, zapisuję na płytkach? Nośniki tego rodzaju są nietrwałe - płyty trzeba zmieniać co kilka lat (nowsze komputery nie są kompatybilne np. z prędkością odtwarzania CD starszego typu), dyski też nie gwarantują bezpieczeństwa (wraz z małżonkiem sprawiliśmy sobie kiedyś takowy - po zaledwie kilku miesiącach użytkowania, bez specjalnego powodu... przestał działać. Złamała się płyta główna czy coś takiego, trudno ustalić bez uprzedniego otwarcia dysku, co jednak może grozić całkowitą utratą zawartości [jeśli jakaś jeszcze się tam znajduje]. I co? I niewiele można zrobić - zdjęcia przepadły, a ewentualna próba odzyskania danych kalkuluje się w granicach dwóch tysięcy złotych - z zastrzeżeniem, że nie wiadomo, czy uda się odzyskać cokolwiek). Poza tym... Uwielbiam przeglądać albumy ze zdjęciami. Nie foldery, ale albumy właśnie - zdjęcia wywołane, materialne... Fotoksiążka kapitalnie łączy jedno z drugim, tzn. tradycję z nowoczesnością. To taki nowoczesny album, który możemy sami zaprojektować od A do Z, łącznie z tekstem, podpisami, okładką... (Na jednej ze stron zmieściłam np. opowieść o bezskrzydłych ćmach, którą opublikowałam na blogu TUTAJ; natomiast na tylnej stronie okładki pojawił się krótki opis "co-kto w 2014 roku" - byśmy pamiętali najważniejsze lub najzabawniejsze wydarzenia z naszego życia.) Urzekło mnie, że program, z którego korzystałam, na wstępie wczytał wszystkie używane przeze mnie czcionki, dzięki czemu mogłam szaleć z fontem "Amatic".
Jesteśmy pokoleniem obrazu, uwielbiamy patrzeć. Nasze oczy co chwila błyszczą światłem odbitym z ekranów komputera, telefonów, smartfonów czy innych nowoczesnych urządzeń. Warto czasem zamienić te nasze księżyce w słońca - by iskrzyły od wewnątrz, naszym własnym blaskiem - blaskiem wybuchów emocji, rozbłysków wspomnień...
PS. Ten post nie jest sponsorowany przez żadną z firm, poza może Zdrowym Rozsądkiem. Wspomniana sieć salonów multimedialnych (ich punkty są nazywane zwyczajowo "głowami") podpowiada wprawdzie, że zdjęcia można zawsze wywołać i to również jest jakiś pomysł, przyznaje jednak - zaznajomiwszy się z danymi statystycznymi i opiniami klientów - że fotoksiążka oferuje więcej. ;)
Jak ja uwielbiam czytać Twoje wpisy, od razu serce rośnie :)
OdpowiedzUsuń:}
Usuń(Mnie teraz serce rośnie ;) Dziękuję!)