Końcówka grudnia napawa swego rodzaju melancholią; koniec dwunastego miesiąca oznacza koniec roku. Od kiedy jestem mamą i nie spędzam "szalonej" nocy sylwestrowej na pląsach do rana (albo przynajmniej na upartym trwaniu do - przykładowo - godziny czwartej nad ranem, oglądając sezon za sezonem ulubionego serialu), kiedy kładę się już po północy, czasem jeszcze w trakcie wybuchów sztucznych ogni (w tym roku trwało to dobre trzy kwadranse, więc to, co piszę, nie do końca jest przesadzone ;)), przechodzenie ze starego roku w nowy nie jest dla mnie przełomowe, nie towarzyszy mu "Ach!" wyrwane z głębi piersi. To niejako kolejna noc z rzędu, może nieco jaśniejsza od innych grudniowych czy styczniowych (czy wszystkich zimowych razem wziętych). Przestałam też robić postanowienia noworoczne - w miejsce długiej listy pojawiły się zdania-klucze, myśli przewodnie, jakieś motto, którego chciałam się trzymać. Dawniej, gdy na przestrzeni roku coś nie szło po mojej "noworocznej" myśli, zazwyczaj czułam zawód, jakiś rodzaj niezadowolenia z samej siebie, z własnych barier czy ograniczeń. Już od tego odeszłam: w Nowym Roku dziękuję za wszystko to, co spotkało mnie w starym; wyszukuję momenty, w których niosły mnie skrzydła, w których zaskakiwałam siebie pokładami motywacji, w których Chwila wyglądała tak, jak wymarzyłam sobie, by wyglądała (nawet jeśli nie zawsze wiedziałam to od razu). Doceniam Czas. Może to kwestia dojrzewania, syndrom - właśnie! - mijania kolejnych lat. Może do pewnych przemyśleń trzeba dorosnąć, może one przychodzą z kolejnym siwym włosem albo zmarszczą na dłoni (W tym roku przybyło mi i pierwszych, i drugich. Czy czuję się starsza? Tak. Czy czuję się staro? Nie...)
Właśnie tak jest z grudniem: zaczynasz o nim mówić, a opowiadasz o całym minionym roku...
Grudzień to czas doznań: i faktur, i smaków, i zapachów... Zmysły szaleją. Szron mrozi dłonie, wbija igiełki w mikro zagłębienia w skórze; nozdrza chłoną aromaty z kuchni (w tym moje ulubione: gotowanych suszonych grzybów, przypraw korzennych, mandarynki...); choinkowe światełka i noworoczne błyski rozświetlają oczy - ich blask odbija się w źrenicach...
To był długi i męczący miesiąc. Nadgodziny męża, moje zmęczenie materii... Ale magia zbliżających się a potem trwających Świąt nie pozwoliła skupić się na negatywach. Ten czas poświęciliśmy sobie wzajemnie. Tylu ciepłych myśli i spokoju w sercu życzę sobie nie tylko od święta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz