Pierwszy miesiąc Nowego Roku przyniósł nie tylko nowe wyzwania, ale i zaakcentował powrót do starych obowiązków. Czas świątecznego odpoczynku i chwil spędzonych w rodzinnym gronie - bez zobowiązań, bez martwienia się o sprawy do załatwienia, na spokojnie, z cudownym uczuciem swoistego zatrzymania tykających nerwowo zegarków - bezpowrotnie minął. Przypominała o tym choinka, której zielone igły coraz bardziej matowiały, by w drugiej połowie stycznia zacząć opadać... Świąteczne drzewko wyglądało coraz mizerniej, co dłuższe gałęzie kładły się na podłodze, nie wytrzymując ciężaru ozdób. Pod koniec miesiąca złapałam się na tym, że przynajmniej raz dziennie pytałam męża: "Kiedy ją rozbieramy?" Z ulgą przyjęłam moment, gdy otworzyłam duże, białe pudło i poukładałam wszystkie świąteczne akcenty, elementy, dodatki razem. Widok z jednej strony melancholijny, zaznaczający kolejny z rzędu "koniec", z drugiej strony wyzwalający, zapowiadający coś nowego, zwiastujący przejście do kolejnego etapu.Czyżby przybliżający do wiosny? :)
Jednak nie. Zima przypomniała sobie o porzuconych rejonach Europy i znad Ameryki na powrót przywędrowała do nas. Pierwszy raz Młodzian miał możność obcowania z taką ilością białego puchu; kupione w zeszłym roku sanki długo czekały na swój debiut. Ale za to jaki! Synek, początkowo nieprzekonany, z każdym kolejnym zjazdem chciał coraz więcej i więcej, a uśmiech rósł na jego twarzy. Bawił się tak dobrze, że nawet pozwolił matce raz zjechać ze sobą (pierwszy i ostatni, co nie przeszkodziło rodzicielce w odczuwaniu dzikiej frajdy ;)). Niestety, dwugodzinne szaleństwo okupione zostało kilkudniowym przeziębieniem, kiedy to docenialiśmy przytulność czterech ścian, ciepło świeżo zaparzonej herbaty i miękkość porozrzucanych gdzieniegdzie (tylko na pozór przypadkowo) poduszek.
Styczeń był również miesiącem niezwykle kreatywnym: z przybijaniem pieczątek, malowaniem tuszem, budowaniem rekordowo wysokich wież z klocków czy tajemnych baz, klejeniem tekturowych koron na Święto Trzech Króli... Do tego szwagierka pożyczyła mi na kilka dni swojego Nikona - nie ma to jak profesjonalny sprzęt! Zdjęcia wychodziły bez porównania lepsze, czystsze... Fotografowałam więc, a w przerwach czytałam pilotażowy numer magazynu "Fathers" z cudnym Jeremim na okładce (tak, tak, czytają go także mamy ;); podoba mi się w nim nie tylko treść, ale i forma: zarówno papier, jak i format - bliski książkowemu).
Rok 2015 rozpoczął się dobrze.
Witajcie, wyzwania, cele, plany i marzenia.
Nadchodzi luty. Spotkamy się?
Młodzian: miszkomaszko, Dream Nation, Zazzu (kapcie), Zara
magazyn "Fathers", kubek z melaminy firmy Rice, lisek Mibo, matrioszki-roboty OMM Design, poduszka z jelonkiem rogaczem Kinkallo
Nowy rok zawsze taką obietnicą się jawi, tyle nowych możliwości, przeżyć, wyzwań, tyle przed nami:) Pozdrawiam Cię ciepło:)
OdpowiedzUsuńO tak, to prawda :) Ta nadzieja, że lepiej wykorzysta się dany nam czas ;)
UsuńOby to był dobry rok, po prostu :)
Pozdrawiam Cię serdecznie! :*