Warto wyrwać się czasem z wielkomiejskiego zamętu, by spędzić choć jeden dzień na wsi. Z dala od zgiełku, hałasu, betonu i nowoczesności. Napawać się zapachem lasu, świeżością, czasem, który biegnie niespiesznie.
Gdy milczeliśmy w czterech ścianach, nic nie przerywało ciszy - otulającej, błogiej... I choć na podwórku było gwarno, dźwięki tworzyły pszczoły, wijący się w tańcu bąk i niesforne muchy - stworzenia przypominające o bliskości Natury.
Potem słuchaliśmy w skupieniu kropli deszczu uderzających o szyby. Gdy na moment zgasło światło, wstrzymaliśmy oddech, wpatrzeni w ciemne chmury wędrujące po niebie.
Po burzy powietrze pachniało rumiankiem...
kapelusz i bluza: H&M
spodnie: miszkomaszko
lekki komin w grochy: Mammooni
kalosze: Aigle (kupiłam na Allegro taniej o połowę ;))
Wieś lubię ;-) a przez te zdjęcia jeszcze bardziej. Miłego dnia ;-)
OdpowiedzUsuńMnie ten krótki wyjazd też o tym przypomniał :)
UsuńDziękuję Ci bardzo za ciepłe słowa :) Ściskam serdecznie!
Ach! Cudnie! :))) Rozmarzyłam się i zatęskniłam za moją wsią...
OdpowiedzUsuńTen piach i kury :)))
Pozdrawiam ciepło :)
Heh, wymieniłaś dwie największe atrakcje Młodego ;D Nie dało się go odciągnąć - jeśli od piachu, gnał do kur i na odwrót ;)
UsuńI ja pozdrawiam serdecznie :)
Słońca na majówkę! :)
Lubię takie klimaty :)
OdpowiedzUsuń