Poprzedni tydzień nie należał do najłatwiejszych. Dziecko zamiast w przedszkolu wylądowało w domu (z przytupem zaczęliśmy - jak na rodzinę z przedszkolakiem przystało - sezon jesienny), mnie przygniotły formalności na uczelni (m.in. "likwidacja" urlopów na studiach doktoranckich, z czego wynikło trochę kłopotów logistycznych), dodatkowo zirytował lekarz... Ech. Kończę, nie nakręcam się, łapię wiatr w żagle i myślę o minionym weekendzie, który - choć męczący (co poczułam dopiero w domu, gdy przyjemne napięcie zeszło ;)) - dodał werwy.
Wcieram w ręce antybakteryjne mydło w płynie, które pachnie gumą do żucia; świat na chwilę jaśnieje, ubiera się w kolory twardych kulek, z pomocą których w dzieciństwie wypuszczało się z ust największe bańki. (A jeśli nie barwnych kulek, to białych prostokącików owiniętych mini komiksem z Kaczorem Donaldem. Tak czy owak, błogo.)
Wcieram w ręce antybakteryjne mydło w płynie, które pachnie gumą do żucia; świat na chwilę jaśnieje, ubiera się w kolory twardych kulek, z pomocą których w dzieciństwie wypuszczało się z ust największe bańki. (A jeśli nie barwnych kulek, to białych prostokącików owiniętych mini komiksem z Kaczorem Donaldem. Tak czy owak, błogo.)
Podjadam croissanty, "zapijam" mlekiem z nasionami chia, rozgryzam soczyste maliny (chyba ostatnie w tym roku) i mówię sobie, że wszystko będzie dobrze. Musi być.
W sobotę o świcie wyruszyłam w podróż do Warszawy, gdzie razem z
koleżankami blogerkami miałam przyjemność m.in. aranżować pokój dla
"dwunastolatka" (o tym, dlaczego ten cudzysłów, w innym poście ;)). W ciągu tych dwóch dni działo się wiele, wróciłam pozytywnie naładowana i z zapałem do pracy. Zaglądajcie więc, zerkajcie na blog, bo w tym tygodniu zamierzam opublikować kilka postów... Oby żadne przeziębienia czy biurokracja nie zmąciły mego spokoju ;).
Do rychłego!
Ja też być miałam ale nie wyszło. Buziaki...czekam na relację ;-)
OdpowiedzUsuńOoo, a byśmy się poznały... Ale nic straconego, mam nadzieję - nabrałam ochoty na takie spotkania ;D
UsuńŚciskam mocno! :*