To nic, że za moimi plecami kłania się naga choinka, nieobrana ze wszystkich źdźbeł przytulonej do niej słomy. Że czeka prasowanie i kolejne pranie, że okna w zasadzie powinny być umyte, że kulka brązowego ciasta pachnącego przyprawami korzennymi czeka na alchemiczną zamianę w kilka blach pierniczków misternie pokrytych wstęgami lukru. To nic, że kupiłam za mało kapusty kiszonej, że nie mam w domu ani kropelki rumu (do ciasta, rzecz jasna), że w zasadzie nie wiem i nie pamiętam - gubię się zwyczajnie - co kiedy zacząć gotować, by przeszło smakami czy ile czego potrzebuję. (A mąż w delegacji.) Wciąż niekompletna lista zakupów mości się na komodzie w przedpokoju, kilka artefaktów czeka na uwiecznienie na zdjęciach (do obiecanego wpisu o szybkich ozdobach świątecznych), a choinkowe gałęzie leżą na podłodze i czekają na taniec z bawełnianą wstążką (A może wpiąć w nie srebrne dzwoneczki?).
To nic.
Grzyby (które wstawiłam do wody przed trzecią w nocy, bo wcześniej zapomniałam, oniryczna) już namokły; zanurzyłam w nich ręce, a ich zapach przypomniał mi ukochany aromat Świąt. Powoli rozchodzi się po kątach zapach igliwia, od czasu do czasu zmieszany z nutą mandarynek - pękająca skórka otwiera mikroskopijne kapsułki, w których ukrywają się ładunki wybuchowe cytrusowego pachnidła. Zajadam się bezglutenowymi pierniczkami, które dostałam dziś w prezencie do Dobrej Duszy, a w głowie rozbrzmiewają stare amerykańskie piosenki świąteczne. Serce wypełnia spokój.
To nic, jeśli z czymś nie zdążę. Nieumyte okna dobrze wychodzą na zdjęciach (dowód np. TUTAJ), sałatka śledziowa jest w zasadzie zbędna, bo przecież "Znowu tyle jedzenia się zmarnuje!", a listę trzech ciast i czterech rodzajów ciasteczek zawęziłam do chlebka-babki piernikowej i pierniczków (przepis TUTAJ). Na spokojnie, bez spięcia, celebrując minimalizm. Świat się nie zawali, a najważniejsze i tak jest gdzieś obok - obok stania przy garach, biegania z miotłą czy ścierką, obok tych słoików z piernikami i misek nafaszerowanych sałatkami, bigosem czy rybą na kilka sposobów. Najważniejsi są LUDZIE - ci stojący obok, kiedy w zabieganiu odhaczasz kolejne punkty z listy. Nikt nie zabroni Ci tego robić, oczywiście - ale dopiero odhaczanie RAZEM z Bliskimi, dzielenie z nimi szmaty, łyżki i uśmiechów, pozwoli na uzyskanie prawdziwej magii Świąt.
W przerwie więc - bo część zdjęć zrobiona, ale nieobrobiona, czekająca na niosący wyciszenie wieczór - kilka cudzych kadrów w klimacie dnia dzisiejszego.
wszystkie zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych Walther & Co. (tych od ocynkowanych latarenek)
O jakie subtelne dekoracje.. i naturalne - podobają mi się .
OdpowiedzUsuńPrawda? :) Niewiele potrzeba, by subtelny nastrój świąt zawitał we wnętrzu...
Usuń