Ta chwila, kiedy pojawia się na świecie: słyszysz pierwszy krzyk, dotykasz maleńkiego ciałka, notujesz w pamięci poszczególne wymiary, kolor włosków, porównujesz z twarzami swoimi i męża, jego rodziców i swoich...
Zapisujesz w sercu pierwszy uśmiech, krok, pierwsze słowo... Na dźwięk "mama" czujesz kulkę więznącą w gardle; kochasz.
Dzieci szybko rosną. Za szybko.
Mój synek ma już trzy lata; zapominam już, kiedy był tak maleńki jak jego siostra - wydaje mi się to odległe... Tymczasem mój duży chłopak wciąż jest małym chłopczykiem, moim maleńkim skarbem, dla którego wiele rzeczy wciąż jest niepoznanych, doświadczeń pierwszych, prostych spraw emocjonujących, dających radość.
Niedawno na powrót wyciągnęłam zeszyt, w którym notuję co ważniejsze wydarzenia z jego życia, zabawne kwestie, anegdoty. Staram się łapać chwile, zapisywać je "ku pamięci", bo ta jest dziurawa, wybiórcza, bo nie można na niej w pełni polegać. Czasem przewracam kartki i na chybił-trafił wyławiam wpis sprzed kilkunastu miesięcy.
- Pamiętasz to...? Przypominasz sobie tamto...? - pytam wtedy męża; tłumię wzruszenie, nie kryję za to uśmiechu, który sprawia, że moje serce drży.
Nie mam wówczas żadnych wątpliwości: warto notować te momenty - są pamiątką na całe życie.
Nie pamiętam już, w jaki sposób natknęłam się na te książki. Minimalistyczne, miejscami wręcz surowe, dla mnie jednak idealne. Bez kolorowych obrazków, dziecięcych grafik zajmujących przynajmniej połowę strony. Ozdobione za to wklejanymi zdjęciami, opowieściami matki o pierwszych dniach, budowaniu relacji, detalach i drobiazgach, które rodzice tak skrzętnie notują w pierwszym roku życia dziecka.
Bo to, tak naprawdę, książka od dorosłego dla dorosłego: matki dla dziecka, najczęściej dojrzałego już dziecka. Dziecka, które nie potrzebuje barwnych obrazków, misiów-pysiów czy innych "słodziaśnych" ozdób, które miałyby ubarwić te spięte w jedno kartki. Najważniejsze są emocje i szczegóły spisane ręką rodzica, kiedy byliśmy najmłodsi. W tym momencie słowa nie potrzebują dopełnienia w postaci krzykliwej oprawy graficznej. Niech one będą tu najważniejsze - to one są przecież nośnikami wspomnień...
Oto mushybooks:
źródło zdjęć: TUTAJ
piękny pomysł :) jeszcze dziecka nie mam, ale księga wygląda bajecznie, pomysłowo :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Jest zupełnie inna niż wszystkie :)
Usuń