Najlepsze, co kobieta może zrobić z okazji swoich trzydziestych urodzin, to kupić sobie domek dla lalek, o którym zawsze marzyła!
- zakomunikowałam małżonkowi, który tylko puknął się w czoło. Jego spojrzenie, mimika i gesty mówiły jedno: Zwariowałaś, kobieto. A ja na to nic. Wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się lekko i postawiłam na swoim. Za pieniądze z urodzin kupiłam przedmiot, o którym do niedawna myślałam jedynie w kategoriach ewentualnej emerytury. Wiecie, takie hobby na starość: wyposażanie domku dla lalek w skali 1:12 w naturalnie wyglądające miniaturki pasujące do epoki wiktoriańskiej. Taki miałam plan. Ale gdy zastanawiałam się, co zrobić z pieniędzmi urodzinowymi - czy kupić blendy, coś do wystroju wnętrz, czy może zbierać na stolik Two or three things Danuty Włodarskiej z serii Poplar - przypomniałam sobie, jak zupełnie nie przemyślanie rozeszły się pieniądze z mojej osiemnastki, jak nie wykupiłam wymarzonej wycieczki do Egiptu wtedy, gdy miałam na nią fundusze. Dlaczego? Bo szkoda mi było pieniędzy, bo gnębiły mnie myśli za drogo, może nie warto, bo głosik-obietnica kiedyś będzie lepszy czas i okoliczności załatwiał sprawę. Guzik. Przykładowo ten Egipt - teraz jest tam niebezpiecznie, nawet jak pojedziesz, prawdopodobnie wszystkiego nie zwiedzisz, bo doradzają pozostawanie w kurortach. Poza tym dom, dzieci... Obecnie jestem bardziej "uwiązana", wtedy mogłam spokojnie jechać - nic mnie nie trzymało w kraju na okres dwóch tygodni, miałam wolny wybór co do swojego czasu, dyspozycyjność. Po co to piszę? By trochę się wytłumaczyć (Jak by to było konieczne! Phi!), ale i ostrzec: nie warto odwlekać swoich marzeń, pozwalać głosikowi "Nie stać Cię na to!" krzyczeć w swojej głowie. I nie, nie chodzi mi tutaj o propagowanie konsumpcjonizmu, ale o ideę życia w pełni, coś, co koleżanka-blogerka opisała u siebie jako rezygnacja z bylejakości w życiu (post do przeczytania TUTAJ).
Wiedziałam więc, że jeśli nie wydam tych pieniędzy na coś dużego, co zawsze chciałam, one się rozejdą. Na jakieś drobnostki, krótkotrwałe umilacze... Że jeśli nie teraz, to domku pewnie nie kupię sobie nigdy (bo skoro teraz im się udało, wymówki dopadną mnie i później). Przymknęłam więc powieki, zagłuszyłam irytujący głosik wszędobylskiego pana Zdrowy Rozsądek i... zrobiłam to.
Wiedziałam więc, że jeśli nie wydam tych pieniędzy na coś dużego, co zawsze chciałam, one się rozejdą. Na jakieś drobnostki, krótkotrwałe umilacze... Że jeśli nie teraz, to domku pewnie nie kupię sobie nigdy (bo skoro teraz im się udało, wymówki dopadną mnie i później). Przymknęłam więc powieki, zagłuszyłam irytujący głosik wszędobylskiego pana Zdrowy Rozsądek i... zrobiłam to.
Mój domek nazywa się Abigail, jest różowy (sic!), a wygląda tak:
Są dwie opcje co do Twojej reakcji: albo myślisz jak mój mąż (Babie odbiło!), albo jak ja przylgnęłaś do ekranu i wpatrujesz się w zbite razem kawałki drewna jak sroka w świecidełka. Jeśli pasujesz do drugiego opisu, witaj w domu!
Słowo do sceptyków: domki dla lalek to nie tylko najlepsza zabawka dla dziewczynki czy fanaberia nieco starszej przedstawicielki płci pięknej. Drzemie w nich niewyobrażalny potencjał, tajemniczość, które każą nam przeczytać "Miniaturzystkę" Jessie Burton w jeden weekend albo nie odrywać wzroku od odcinka "Czy boisz się ciemności?" z domkiem dla lalek w roli głównej (możesz obejrzeć opowieść TUTAJ). Taki świat w miniaturze. Nieco alchemiczny, nieco zaczarowany, pobudzający wyobraźnię. Można by rozmawiać o nim długo, odnosząc się do całej tradycji lalkarstwa czy wierzeń kultur pierwotnych, ale darujmy sobie w tym miejscu naukowe wywody, a zajmijmy się tymi bardziej "pop".
Jeszcze raz: dlaczego zdecydowałam się na ten domek i to akurat teraz?
Zawsze chciałam mieć domek dla lalek z prawdziwego zdarzenia: otwierany,
z poddaszem, schodami, w skali 1:12 (najpopularniejsza jeśli mowa o
domkach i miniaturach). Ten kosztował o 1/3 mniej niż inny, który mi się
podobał (200 złotych w kieszeni!) i w odróżnieniu do tamtego miał
zaletę, której nie sposób przecenić: atesty umożliwiające zabawę nim
dzieciom od lat trzech (tamten funkcjonował jako produkt
"kolekcjonerski", nieodpowiedni dla dzieci poniżej 14 roku życia). To na
wypadek gdyby moje maluchy zechciały czasem podkraść się do domku
mamusi (czego nie mam zamiaru zabraniać)... Będę spokojniejsza, wiedząc,
że nie powinno im się nic stać (ani domkowi, mam nadzieję ;)).
Ostateczny argument? Mała ilość domków w magazynie. Gdy już oficjalnie
kupiłam Abigail, okazało się, że była ostatnia.
Abigail stoi na razie (czy może raczej: leży) w częściach, czeka na malowanie (m.in. schodów na biało i balustradek na szaro), a ja chyba znalazłam sposób na wprawianie w czyn wszystkich (no dobrze, może nie wszystkich) pomysłów wnętrzarskich, jakie mam - gdy nie pozwala nam skala (i połączone z nią koszty renowacji, remontów i tak dalej), należy ją zmienić! ;D Domek stanie się chyba (o ile już nie jest) takim wentylem bezpieczeństwa: jeśli irytuje mnie niemożność urządzania wymarzonego miejsca na świecie (naszemu mieszkaniu daleko jest do tego tytułu; wciąż szukamy nowego), zrobię to z domkiem. Mój wewnętrzny dekorator-estetyk będzie spełniony, a ja nieco spokojniejsza.
Abigail czeka również tapetowanie - jedno z pomieszczeń będzie odziane w papier do pakowania w cudny deseń autorstwa Anny Bond. Chcę też zrobić walcowaty piec kaflowy (taki jak TUTAJ lub na jednym ze zdjęć poniżej). Już nie mogę się doczekać!
Na koniec kilka fotografii obrazujących, jak dobrze domkom w... naszych domach. Wspaniałe są, czyż nie?
Abigail stoi na razie (czy może raczej: leży) w częściach, czeka na malowanie (m.in. schodów na biało i balustradek na szaro), a ja chyba znalazłam sposób na wprawianie w czyn wszystkich (no dobrze, może nie wszystkich) pomysłów wnętrzarskich, jakie mam - gdy nie pozwala nam skala (i połączone z nią koszty renowacji, remontów i tak dalej), należy ją zmienić! ;D Domek stanie się chyba (o ile już nie jest) takim wentylem bezpieczeństwa: jeśli irytuje mnie niemożność urządzania wymarzonego miejsca na świecie (naszemu mieszkaniu daleko jest do tego tytułu; wciąż szukamy nowego), zrobię to z domkiem. Mój wewnętrzny dekorator-estetyk będzie spełniony, a ja nieco spokojniejsza.
Abigail czeka również tapetowanie - jedno z pomieszczeń będzie odziane w papier do pakowania w cudny deseń autorstwa Anny Bond. Chcę też zrobić walcowaty piec kaflowy (taki jak TUTAJ lub na jednym ze zdjęć poniżej). Już nie mogę się doczekać!
Na koniec kilka fotografii obrazujących, jak dobrze domkom w... naszych domach. Wspaniałe są, czyż nie?
Babiekins Magazine, pokój Lily i Julesa |
źródło: blog Charm design |
Babiekins Magazine, pokój Piper |
Beleonora, źródło TUTAJ |
Kutikai, zdjęcie by: Paul+Paula |
zdjęcie: Krista Keltanen |
odnośnik do źródła znajdziesz TUTAJ |
zdjęcie: Mandy Lynne |
Okej, nie będę ściemniał - przez chwilę uśmiechałem się z politowaniem, ale zaraz mi się przypomniało, że jeszcze nie tak dawno sam się bawiłem w modelarstwo! Choć to trochę inne rzeczy to jednak mają sporo wspólnego. Doskonale rozumiem Twoje zamiłowanie do miniaturowego świata. Mamy w Poznaniu, w Starym Browarze wystawę makiet (bodajże studentów architektury, ale nie dam głowy) i choć przechodzę tam regularnie to serce mnie boli, gdyż nie mam czasu, aby to wszystko pooglądać :D
OdpowiedzUsuńCiekaw jestem jak Ci pójdzie urządzanie tego domu - wygląda uroczo, ale jestem przekonany, że będzie jeszcze ładniejszy ;)
Heh, nawet nie wiesz, jaką radochę mi zrobiłeś swoim komentarzem! Uśmiechnęłam się szeroko i już tak zostałam ;D
UsuńFaktycznie coś jest hipnotyzującego w tym świecie w miniaturze... I mnie ciągnęło do wszelkich makiet - tęskniłam np. nie tyle do zabawkowej kolejki, co do tego całego miasteczka czy pasm górskich z tunelami, które jej towarzyszyły... Oglądałam rozgrywki geeków w inscenizacjach bitew np. z "Władcy Pierścieni" (znów te detale, pagórki, kępki mini krzaczków)... Np i jako bajtel robiłam swoje miniaturki - domku Muminków, ogródka Królika z Kubusia Puchatka (z mini marchewkami, które można były wsadzać w grządki i wyciągać :P, małymi pomidorkami na krzaczkach z plasteliny i zapałek)...
Dzięki wielkie :D
Sama jestem ciekawa. Mam nadzieję, będzie jak piszesz ;D
Pozdrawiam serdecznie i dzięki wielkie za komentarz! :D
Czad!!!Ja bym upiekła dwie pieczenie przy jednym ogniu i zaproponowała Pani Włodarskiej zrobienie stołu w skali 1:12:)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńKorci mnie już meblowanie, ale chwilowo daję sobie na wstrzymanie... ;D Póki domek nie stoi, nie ma ci szaleć :P
Ale potem...
Ach, potem... :D
Witam witam jak slicznie :) A gdzie kupiłaś ten domek? Tz że nie tylko dzieci mogą sobie takie sprawić? ;) To ja też bym chciala... choć nie wiem czy sama sobie takiego od zera nie stworze kiedys ;) Zapraszam na mój blog do miniaturowych domków itp ;)
OdpowiedzUsuńNa stronie http://domkowa4.pl (można tam też kupić wyposażenie, lalki oraz świetne zabawki retro :)).
UsuńPewnie, że nie tylko dzieci mogą mieć domek! :D Jak napisałam, ja zawsze chciałam taki mieć, ale jakoś nigdy nie było okazji... Więc sama go sobie sprawiłam na trzydzieste urodziny ;) Domki kolekcjonerskie (czyli drewniane, najczęściej w skali 1:12) są zresztą raczej z myślą o dorosłych, bo są zbyt delikatne czy za bardzo szczegółowe dla dzieci. Mój akurat ma testy i atesty i może służyć do zabawy dla maluchów od lat 3 (czyli standardowo), ale są i takie, których poniżej 12 czy 16 lat nie zaleca się użytkować ;)
Fajny domek od podstaw stworzyła Karolina dla swojej córki :) - http://aletuladnie.blogspot.com/2016/09/jak-zbudowac-domek-dla-lalek.html.
Mnie pociągało robienie oświetlenia w domku, ale na razie to sobie odpuściłam ;) Za to chcę zrobić panele podłogowe ;)
Pozdrawiam serdecznie!
A blog z przyjemnością odwiedzę! :D