Pamiętacie Gapcia z TEGO wpisu? Cierpiał na brudasiec plamiasty i ohydontozę garderobianą. Przyjęty do kliniki, przeszedł kilka zabiegów, jego stan jest stabilny, a życiu (estetycznemu) nie grozi już niebezpieczeństwo.
Podjęte leczenie: kąpiel w płatkach mydlanych i wodzie źródlanej (źródłem kran ;)), operacyjne zdarcie odzienia i zszycie nićmi (choć nie chirurgicznymi, wciąż działającymi cuda) nowego. Taka... transgarderobiacja.
Rekonwalescencja trwała miesiąc, ale pacjent jest już zdrów. Lekarz
prowadzący zalecił wizytę kontrolną w celu ewentualnego ponownego
zabiegu mającego już ostatecznie wyleczyć ohydontozę garderobianą. Choć wykonany zabieg można zaliczyć do udanych, nie był on bowiem szczytem umiejętności lekarskich - a ordynator kliniki to człek o duszy pedantycznej, cóż zrobić. (Personel cierpi.)
Zapis z kartoteki:
Pierwsza połowa czerwca. Przed długi czas straszył mnie taki oto widok:
W drugiej połowie miesiąca zabrałam się za siebie - czy raczej za pacjenta - i dokładnie wymyłam Gapcia. Od razu wyglądał lepiej.
Stare ubranko wyrzuciłam, wcześniej rozprułam górną część, by odkryć użyty wykrój. Wykorzystałam go, nieco modyfikując.
Zależało mi na tym, by ubranko Gapcia odzwierciedlało jego charakter - czyt. gapowatość, cechę zilustrowaną przez Disney'a nie tylko w ruchach postaci, ale i w samym jej wyglądzie (wpiszcie sobie w wyszukiwarkę grafik Google hasło "dwarf dopey", a zobaczycie, co mam na myśli). Przydługie rękawy, luźnawy dół, o który krasnoludek często się potyka... Zupełnie jakby miał ubranie po starszym bracie albo... ludzkim dziecku ;). Dorobiłam mu więc przydługą górę, doszyłam łaty oraz - by nie czuł się potraktowany po macoszemu - wyposażyłam bohatera w całkowicie nowe i nienoszące śladów zużycia spodnie z tweedu. Nie trzymałam się jednak oryginalnej kolorystyki - naciągnęłam ją do swoich potrzeb. Przeważają fiolety i beże, co całkiem zgrabnie nawiązuje do (Ekhm! Uwidacznia się tu moje zboczenie albo chorobliwa wręcz konsekwencja...) odcieni "cottonków", które goszczą w kąciku Marion (przypomnij sobie TUTAJ). Dzisiaj Gapcio wygląda tak:
Zależało mi na tym, by ubranko Gapcia odzwierciedlało jego charakter - czyt. gapowatość, cechę zilustrowaną przez Disney'a nie tylko w ruchach postaci, ale i w samym jej wyglądzie (wpiszcie sobie w wyszukiwarkę grafik Google hasło "dwarf dopey", a zobaczycie, co mam na myśli). Przydługie rękawy, luźnawy dół, o który krasnoludek często się potyka... Zupełnie jakby miał ubranie po starszym bracie albo... ludzkim dziecku ;). Dorobiłam mu więc przydługą górę, doszyłam łaty oraz - by nie czuł się potraktowany po macoszemu - wyposażyłam bohatera w całkowicie nowe i nienoszące śladów zużycia spodnie z tweedu. Nie trzymałam się jednak oryginalnej kolorystyki - naciągnęłam ją do swoich potrzeb. Przeważają fiolety i beże, co całkiem zgrabnie nawiązuje do (Ekhm! Uwidacznia się tu moje zboczenie albo chorobliwa wręcz konsekwencja...) odcieni "cottonków", które goszczą w kąciku Marion (przypomnij sobie TUTAJ). Dzisiaj Gapcio wygląda tak:
I, jak widać, optymizm wciąż go nie opuszcza.
Byle tak dalej, Gapcio!
Poprzednie odcinki:
Fantastyczny pomysł na szycie ubranek! Wygląda to genialnie :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :D
UsuńCudo! :) Wygląda o wiele lepiej :) Tak gapowato, czyli tak, jak powinien :)
OdpowiedzUsuńPrawda? :) O wiele bardziej przypomina mi tego kreskówkowego ;D
UsuńSuperancki :)
OdpowiedzUsuńŚlę pozdrowienia!
Marta
Bardzo Ci dziękuję!
UsuńŚciskam ciepło! :) :*
Kocham Twoje poczucie humoru i te słowne gierki :*
OdpowiedzUsuńHeheh, dzięki! :D
Usuń