Tydzień
temu wracaliśmy z województwa świętokrzyskiego na "nasz" Śląsk.
Spędziliśmy cztery dni na polskiej wsi - mieścinkach schowanych między
polami i laskami i nieco większych wsiach, do których prowadziła
niedawno wyremontowana droga.
Polska
wieś jest specyficzna, a typowe chatki czy domki tym bardziej. Może z
racji wykształcenia (kulturoznawstwo), może z uwagi na odwieczne (?)
zamiłowanie do tego, co naznaczone patyną, kojarzące mi się z
przeszłością (jako dziecko uwielbiałam spacerować po skansenach i
żałowałam, że żyjemy w obecnych czasach), z zauroczeniem przyglądałam
się drewnianym stropom, podwójnym drzwiom, zabytkowemu (jak mniemam)
przedstawieniu Najświętszej Panienki umieszczonym na ścianie w
pochyleniu - by patrzyła na modlącego się mieszkańca...
A
potem, nieco z przypadku, zrobiłam kilka zdjęć, które - w
zaprezentowanej poniżej trójcy - utworzyły fotograficzny cykl "pod Twoją
obronę". (I sprawiły, że rozochociłam się i zapragnęłam tworzyć więcej reportaży tego rodzaju...)
Córka
odłożona na moment, bym mogła sięgnąć po plecak i zmienić jej
pieluszkę... Synek trwający jeszcze we śnie; od czasu do czasu
przekręcający się z boku na bok, nieświadomie (bo we śnie) poprawiający
sobie śpiące pod jego pachą pluszaki... Mąż przecinający pustą
przestrzeń między dwoma skrzydłami... Wszystkie te kadry łączy symbol;
umieszczony wysoko, tuż pod sufitem, jako znak i zabezpieczenie. Jako
modlitwa.
PS.
Czy dostrzegacie na ostatnim ze zdjęć kapcie Małego Johna? Uśmiechnęłam
się pod nosem, widząc je już na monitorze. Czy nie przypominają Wam
logo pewnej sieci "restauracji"? ;) Ot, takie moje kulturoznawcze
zboczenie - skojarzenie. Dołączając fakt, że to Crocsy, w dodatku z
wizerunkiem Batmana, można pokusić się o mniej lub bardziej udaną
analizę czy interpretację kulturoznawczą... ;)
post został pierwotnie opublikowany
na moim blogu rodzicielskim, TUTAJ
Zapisz mnie na listę chętnych na Twój autorski kurs fotografii. Serio
OdpowiedzUsuńOjacie. Połechtałaś moje ego; ależ mi teraz fajnie ;D
Usuń:*
Zdjęcia WOW , a to pierwsze budzi trochę niepokoju ;)
OdpowiedzUsuńCiemny sufit, ta druciana lampa (niepokojąca, jak ją dostrzegłam, poczułam ciarki :P) i mężo-duch ;) (Mam jeszcze zdjęcie środkowe w wersji ruszonej - również pozostawiające po sobie takie dziwne uczucie... Córcia jak duch albo całość jak zamglona, nierzeczywista, odrealniona...) Masz rację ;)
UsuńDziękuję Ci bardzo za komentarz!
Fajny reportaż :) Szkoda tylko, że 3 ;)
OdpowiedzUsuńJak przeglądałam zdjęcia po powrocie, też tak pomyślałam ;)
UsuńPlan jest taki, żeby kiedyś go poszerzyć ;)
Dziękuję za komentarz!
Oh Marto. A ja zwróciłam uwagę na zegar na pierwszym zdjęciu. Trochę odpowiednik tej dziwnej lampy po lewej stronie, też niebezpiecznie rozkraczony...
OdpowiedzUsuńTo prawda... Nieuchronnie odliczający czas na ziemskim padole... Każda ze wskazówek w innym kierunku - czas względny, czasami płynący szybko, czasami wolniej... Ale ciągle do przodu... (chyba że zabraknie baterii - albo odmierzaczowi, albo człowiekowi...)
Usuń