Jako dziecko lubiłam spokojne, beztroskie godziny u rodziców moich rodziców - czasem bywało różnie, ale przeważnie wspominam dom pełen zapachów (czy to doskonałych mięs mamy mojej mamy i świeżo mielonej kawy, czy ciast mamy mojego taty), dźwięków (czy to radosnych przyśpiewek rodzaju Szła dzieweczka do laseczka taty mojego taty, czy głosu lektora programów przyrodniczych, które namiętnie oglądał tata mojej mamy). Przestrzeń zielona: z palmą na środku pokoju (samodzielnie wyhodowaną przez dziadka z daktylowej pestki) albo pomidorkami koktajlowymi na balkonie babci (które pękały w ustach, jedzone w całości).
Dziadkowie. Zupełnie inaczej podchodzę do tego określenia, spoglądając
na swoich rodziców: z większą ilością zmarszczek, siwych włosów... Z
wnukami, którzy w zasadzie niby lat nie dodają, a jednak coś się zmienia... Teraz moje dzieci wrastają w wiek, z którego będą zbierać wspomnienia podobne do moich. Przyglądam się temu z dziwną mieszanką uczuć: z jednej strony wracają wspomnienia (niektóre doskonale ożywione, jakbym młodniała w środku o kilkanaście czy nawet dwadzieścia lat), z drugiej mam świadomość, że stare już nie wróci, a rzeczywistość moich maluchów jest inna.
Przypominam sobie swoisty coroczny rytuał, gdy w połowie stycznia siadałam do stolika uzbrojona we wszystkie swoje flamastry, kredki, kolorowe kartki, podpytywałam mamę o ulubione kolory babć, zainteresowania dziadków, i kreśliłam tematyczne laurki. Dla dziadka Zygmunta koniecznie z grzybem - największym prawdziwkiem, jaki mógłby sobie wyobrazić (najczęściej dziadek na moim rysunku był mikroskopijny, a grzyb zajmował całą stronę), dla babci Czesi z granatem w różnych odcieniach i koralami, dla babci Lidzi z dziką wiązanką kwiatów, dla dziadka Ramona z bujną roślinnością jak jego pieszczony zakątek w mieszkaniu. Moi dziadkowie nie dostawali innych prezentów, bo też nigdy innych nie chcieli - laurka stworzona samodzielnie przez wnuki była dla nich kwintesencją podarunku idealnego (a może dobrze się ukrywali? ;)).
I choć podtrzymuję tradycję, namawiając Małego Johna na rysowanie, nic nie stoi na przeszkodzie, by pomyśleć o innych upominkach dla dziadków.
Poniżej kilka moich propozycji/pomysłów (w tym poście "gotowców", w kolejnym do samodzielnego przygotowania):
magnesy
z najpiękniejszymi chwilami
To był bożonarodzeniowy strzał w dziesiątkę - na próbę zamówiłam zestaw dwunastu małych magnesów, głównie z podobiznami dzieci, z których kilka rozdałam dziadkom przy okazji wymieniania się życzeniami świątecznymi. Wszyscy byli zachwyceni - pomysł pochwalił nawet mój małżonek, który zwykle sceptycznie podchodzi do moich zakupów.
To prezent i praktyczny (na lodówkę czy inne metalowe powierzchnie, magnes jest mocny i spokojnie utrzyma kartkę, a nawet kilka), i sentymentalny (przywołujący wspomnienia albo uśmiech, kiedy zerkasz na twarze najbliższych, ich zabawne miny czy zatrzymane w kadrze gesty).
Proces tworzenia jest niezwykle prosty (korzystałam ze strony do-kwadratu.pl): jeśli posiadasz Instagram, wystarczy pozwolić programowi wczytać zdjęcia i potem wybrać te do wywołania. Można również załadować własne fotografie i przyciąć z pomocą intuicyjnego edytora. To wszystko! Zamawianie trwa może... pięć? Dziesięć minut?
Proces tworzenia jest niezwykle prosty (korzystałam ze strony do-kwadratu.pl): jeśli posiadasz Instagram, wystarczy pozwolić programowi wczytać zdjęcia i potem wybrać te do wywołania. Można również załadować własne fotografie i przyciąć z pomocą intuicyjnego edytora. To wszystko! Zamawianie trwa może... pięć? Dziesięć minut?
W naszym mieszkaniu jeden z magnesów zawisł na ekspresie do kawy (o wiele przyjemniej parzy się ją o poranku, mając obok jedno z moich ulubionych ujęć), inny na metalowej puszcze, jeszcze inne na lodówce (tworząc mini galerię, bo zdjęcia-magnesy podtrzymują zwykle fotografie).
Razem z teamem do-kwadratu.pl mam dla Was niespodziankę:
wystarczy wpisać przy zamawianiu kod...
NEFERTARI2017
...a uzyskacie 20% na kwadratowe magnesy!
Kod jest ważny do końca stycznia!
magnesy-laurki
Hybryda taka, a co. Rysunek dziecka i magnes w jednym. Jak to zrobić? Wystarczy kartka papieru naklejona na specjalny arkusz magnetyczny. Gotowiec (pusty arkusz magnetyczny do samodzielnego ozdobienia) można kupić w sklepie Flying Tiger (zerknij TUTAJ).
książka-dziennik
do przechowywania wspomnień
Żałuję, że nie byłam bardziej uważna. Cierpliwa. Że gnałam gdzieś, za sprawami niby-to pilnymi, a z perspektywy czasu... mniej istotnymi, niż się wydawały. Żałuję, że nie wysiedziałam bardziej kuchennego krzesła, kiedy babcia parzyła sobie kawę, a mnie - niepełnoletniej - robiła Inkę. Że nie wygrzałam fotela przy telewizorze dziadka, który oglądając program o kolorowych egzotycznych ptakach, lubił czasem wspominać czasy młodości. Że nie notowałam: opowieści, historii, anegdotek. Tych rzuconych ot-tak, i tych odświętnie wyjętych z pamięci. Dziś pamiętam urywki; "sikorki" w języku dziadka to młode panny, za którymi warto było się oglądać, dancingi, świat spotkań w kawiarniach (każda z panienek w spódniczce, prawdopodobnie na obcasiku), służby w wojsku... Lata łagodne, lata trudne. Wspomnienia miłe i te mniej. Żałuję, że nie pytałam.
Dzisiaj wychodzi się nam naprzeciw; jeśli dziadkowie nie prowadzą swoich dzienników, można im takowy sprawić (np. TUTAJ - wersja dla babci TU, dla dziadka TU). Miejsce na proste drzewo genealogiczne, wspomnienia, zdjęcia... By zachować to, co ulotne. By po człowieku pozostało coś więcej - jego Historia, jego Opowieść.
Mam tylko jedno zastrzeżenie co do tego typu rozwiązań: powinno być wdrażane z bliskimi. Nie na zasadzie: "Masz, dziadek, popisz sobie, zdjęcia powklejaj, po kilku miesiącach wpadnę, to sobie obejrzymy, pośmiejemy się, wzruszymy, a potem do widzenia, papa, na kolejne kilka miesięcy." Niech to będzie mobilizacja dla obu stron: jednej, by sobie przypominała i zechciała o tym opowiedzieć, dla drugiej, by słuchała i notowała. By była. Oczywiście są tacy, dla których wyprawa w przeszłość to podróż intymna, których pisanie w samotności ucieszy, wypełni czas. Wierzę jednak, że większą radość przyniesie wspólne tworzenie księgi wspomnień.
PS. Przygotowując ten wpis, pomyślałam sobie, że do takiej księgi świetnie nadałyby się naklejki ze zdjęciami, które również można zamówić na do-kwadratu.pl. Skan starej fotografii - edytor na stronie - i gotowe!
Pomysł z dziennikiem mój ulubiony. Tylko, żeby jeszcze babcia go uzupełniła, to by było super!
OdpowiedzUsuńMagnesy rewelacja. Ostatnio kupiłam takie małe magnesiki samoprzylepne, co można do czegoś przykleić, ale jeszcze ich nie wypróbowałam.
Wasze pomysły super!
Dlatego stwierdziłam, że najlepiej byłoby uzupełniać z dziadkami ;) Niech oni opowiadają, a my notujmy... Bo szkoda utracić te wspomnienia, opowieści, historie...
UsuńBardzo Ci dziękuję :>
Ściskam mocno!
magnesy super my takie mamy ale z przedszkola od dzieci i są stale w użyciu! Fajne są też własnoręcznie nawlekane koraliki- babcie to kochają:))))
OdpowiedzUsuńHah, o koralikach napisałam w kolejnym poście :D Chociaż takie nietypowe one są... ;)
UsuńO, to fajny pomysł :D W ogóle uważałam się za pomysłową osobę, ale przedszkolanki dopiero są kreatywne!
Pozdrawiam ciepło! :)
:)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńFaktycznie bardzo ciekawie napisane. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń