Od festiwalu minęło już kilka tygodni; czuję się spóźniona z tym postem, jednocześnie bardzo chcę się podzielić tym, co mnie urzekło. Temu, jak twierdzę, służą wszystkie moje relacje z tego typu imprez: pokazaniu, ile dobrego i ciekawego (ba! inspirującego!) dzieje się dookoła nas - ile marek powstało, które wkładają serducho w to, co robią. Często są to firmy "domowe", nawet jednoosobowe, gdzie pasja i chęć zrobienia czegoś inaczej niż wszyscy, tęsknota za pewną "wizją", pchnęły do działania.
Dzisiejszy wpis to część pierwsza - poświęcona tym markom, które najbardziej skradły moje serce (co widać chociażby po ilości zdjęć - trzaskałam ich na tych stoiskach najwięcej!).
Do marki przyciągnął mnie ich lookbook. Nasze pierwsze spotkanie to były zdjęcia ojców bawiących się ze swoimi małymi dziećmi albo tulących je do siebie. Gra światła, nanocząsteczki kurzu wirujące w powietrzu. I materiał - który na zdjęciach uwydatniono wyśmienicie - który na wirtualnej fotografii wyglądał niesamowicie wygodnie.
Potem usłyszałam o marce, spodobała mi się gama kolorystyczna - stonowana, z cudnym musztardowym jako mocnym akcentem, barwną plamą (potem takich plam przybyło). W jednym z konkursów udało mi się wygrać dla córci rampers (właśnie musztardowy) oraz dziennik małych wielkich rzeczy - wspaniały przedmiot do notowania ulotnych chwil z dzieckiem - może stanowić nasz list do pełnoletniego człowieka, prezent na 18-urodziny, ślub czy inne ważne momenty. Nasze wspomnienie z rodzicielstwa - "łapacz" wspólnych chwil. Kiedy zaczęłam zapełniać strony przemyśleniami, refleksjami, słowami kierowanymi do teraz jeszcze maleńkiej, ale kiedyś dorosłej kobiety - mojej córki - oczy szkliły się same.
COODO to coś więcej niż ubranka. To cała idea. Bliskości, "uważności", świadomego bycia obok i razem z dzieckiem.
Beata Miros - założycielka marki COODO - opowiadała o wyprawce idealnej. Czyli jakiej? Przede wszystkim przemyślanej: nie kupować za wiele lub na zapas (nie wiadomo, co nam się sprawdzi), ale stawiać na produkty najlepszej jakości - wygodne, miękkie, z naturalnych materiałów. Myślmy o wygodzie malucha, który w pierwszych miesiącach życia przeważnie leży. Najlepszym pomysłem jest wcielenie się we własne dziecko, wyobrażenie sobie, jak samemu by się czuło np. w sukience "balowej" (są przecież takie dla niemowląt) czy koszuli ze sztywnej tkaniny. Niekoniecznie wygodnie? To nie serwujmy tego swojej pociesze!
Wspominałam o tych uciesznych stworkach przy okazji poprzedniej edycji SILESIA BAZAAR Kids (moja relacja TUTAJ). W tym roku również miałam przyjemność je spotkać - tym razem towarzyszyły im nowe dodatki, w tym pióropusze, które można założyć samemu albo odziać w nie filcowego przyjaciela.
Urzeka mnie w marce podejście do dodatków - istnieją one pełnoprawnie, z takimi samymi prawami jak maskotki, czyli - wydawałoby się - produkt główny. A tu proszę - plecaki, trampki, skórzane okulary czy wspomniane pióropusze są dopracowane w najmniejszym szczególe, by razem z milusińskimi właścicielami (czy maskotkami, czy... nami ;)) tworzyć spójną całość. Dla przykładu, poniżej cudny plecak, który możemy założyć np. królikowi:
A to sprawczyni całego zamieszania! Na moją prośbę prezentująca pióra w akcji. Wiecie, że można je dobierać, dowolnie komponować? Uwielbiam takie pomysły!
Agnieszkę poznałam kilka lat temu - nie osobiście, a internetowo. Wtedy - jeszcze w ramach Sus Toys - tworzyła swoje pierwsze maskotki i ubranka, w tym ręcznie szytą książkę dla dzieci, wspierającą w nauce zapinania guzików, zamków, wiązaniu kokard i oddziałującą na zmysły. Wtedy zamówiłam książkę dla Małego Johna, teraz bawi się nią jego siostra. Każda była niepowtarzalna, tworzona w zasadzie na indywidualne zamówienie, z autorskich tkanin.
Tym bardziej ucieszyłam się więc, że uda mi się spotkać Agnieszkę i przybić jej piątkę - w realu, nie w sieci!
Dzisiaj książek kupić już nie można, ale maskotki do kolorowania czy cudne ubranka z autorskimi printami (poszerzone o kolekcję dla mam!) jak najbardziej. Zacieram już ręce na sukienkę dla siebie, wciąż jednak nie mogę się zdecydować na wzór... Grafitowa w ptaki czy może biała w niedźwiedzie? ;)
A to Agnieszka - pozytywna, ciepła dusza. Aguś - świetnie było Cię poznać!
Na zakończenie pierwszej części relacji marka, którą poznałam dopiero na tych targach. Przyciągnęła mój wzrok niemal natychmiast - głównie za sprawą stonowanej kolorystyki, jednocześnie bardzo dziewczęcej - takiej "mojej". Kiedy myślałam o urządzaniu wyprawki dla córki czy przygotowywaniu w naszym mieszkaniu kącika dla niej, poruszałam się mniej więcej w tej kolorystyce. Poza tym te maskotki-lale... Te poduszki...! Romantyczne, słodkie, ale z klasą, nieprzesadzone czy infantylne, czego nie lubię w produktach dla dzieci. Wszystko ze smakiem, dla małej księżniczki (albo większej - bo mnie samej oczy świeciły się jak dwa diamenciki!).
zobacz również:
Guga Kids Design Festival (marzec 2016)
Guga Kids Design vol.4 (czerwiec 2014)
Mały Silos 2013 - uliczne targi sztuki i designu dla dzieci
Guga Kids Design vol.4 (czerwiec 2014)
Mały Silos 2013 - uliczne targi sztuki i designu dla dzieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz