Mężczyźni są bardzo praktyczni. Zwykle wiedzą, czego chcą (a przynajmniej czego na pewno nie). Nie dla nich długie wędrówki alejkami w centrach handlowych - jeśli w grę nie wchodzi sprzęt elektroniczny tudzież inne męskie pasje, wizyta w sklepie jest... krótka (poszukiwanie konkretnego przedmiotu - znalezienie poszukiwanego przedmiotu - dokonanie zakupu - wyjście). Dlaczego pozwalam sobie na taki wniosek? Generalizuję? Moi dwaj najukochańszy mężczyźni - mąż i syn - służą mi za próbkę statystyczną. Czy jeden, czy drugi, ilekroć ma zaopatrzyć się w nowe (tutaj wpisz dowolnie:) spodnie, buty, koszulki itd., doskonale wie, czego nie chce na pewno, a jak już znajdzie się w sklepie i zauważy rzecz, która w miarę pasuje do wytycznych, z miejsca bierze i... kończy zakupy. W pierwszym sklepie. Najczęściej.
Ma to swoje plusy. Wybór prezentów jest łatwiejszy (bo wiadomo konkretnie, czego potrzeba), a i pozostaje więcej czasu za zakupy... babskie (dla dobra wzajemnych relacji lepiej jednak, byśmy robiły je same - na spokojnie ;)).
Tak było ostatnio: małżonek zgłosił zapotrzebowanie na krawaty (prezentowane w tym wpisie znajdziesz TUTAJ). I pasek (zerknij TU). Typowe męskie akcesoria. I o ile zawsze dobrze mieć w szafie po jednej sztuce uniwersalnej, pasującej do różnych stylizacji (czy to będzie mała czarna czy dla mężczyzny krawat właśnie), o tyle potrzeba zmian, uatrakcyjnienia własnego wizerunku kusi urozmaiceniem garderoby.
Np. taki krawat z dzianiny - nietypowy, bo nieidący w charakterystyczny szpic. Lekko połyskujący, z wyrazistą fakturą, w kolorze szarawego, brudnego różu. Nie byłam pewna, czy mężowi się spodoba, a okazało się, że akurat ten krawat pasuje do większości jego stylizacji! Taki paradoks: solo dasz mało szans, ale w duecie czy większym gronie zgranie jest idealne!
Poszliśmy również w klasykę - nie zmieniając koszuli, wybraliśmy wełniany krawat z drobnym, plecionym wzorem i fakturą lekko wyczuwalną w palcach. Będzie pasował do większości okazji, zwłaszcza na co dzień, do pracy.
Jak widać, nie tylko panowie gustują w krawatach! ;)
PS. Efektem ubocznym męskich zakupów jest... podkradanie pewnych przedmiotów przeze mnie. I tak jak tacie podbierałam piankę do golenia, tak mężowi podbieram... wizytowniki. Obaj nie mieli zresztą nic przeciwko: pierwszy nic o tym nie wiedział (albo dobrze się krył), drugi... użycza mi wizytowników bez nawet drobnego drgnięcia powieki. Mam chyba szczęście do mężczyzn w swoim życiu.
Pewne przedmioty budzą moje uznanie. Potrafię wziąć je do ręki i przyglądać im się długo, uważnie, śledzić detale, wodzić opuszkami palców po powierzchni. Tak było tutaj: połyskująca, gładka tafla z zewnątrz, a wnętrze wyściełane czarnym aksamitem. Elegancja. Z nowoczesnym, męskim logo marki - ilekroć biorę wizytownik do rąk, czuję siłę zwierzęcia zaklętego w jego oprawie.
A jak wygląda u Ciebie?
Jakie akcesoria lubisz najbardziej i dlaczego?
Wpis powstał we współpracy ze sklepem Trendhim*.
* Swoją drogą, świetna nazwa. W sumie nieprzetłumaczalna na nasz język: coś jak "wystylizuj go" albo "umodnij go", ale też ze zdjęciem odpowiedzialności z osób "trzecich" - że każdy mężczyzna może sam wpłynąć na swój styl. I brzmi tak... męsko! :)
Niestety, ja mam dość nietypową budowę ciała i bardzo ciężko znaleźć mi dobre spodnie, dlatego w centrum handlowym spędzam zbyt dużo czasu.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ubrania, to w ogóle jest to temat na oddzielną dyskusję ;) Mój mąż ma podobnie, bo wysoki, ale szczupły. A ja szczupła i niska, więc ze spodniami też zawsze miałam problem. I zapewne każdy taki ma, jeśli tylko gdzieś tam różni się od jakiegoś "modelu"... Co zrobić... ;) (Dlatego czasem przydaje się maszyna do szycia - można niektóre rzeczy szybko poprawić/przeprawić ;))
Usuń