8/01/2017

Blog Conference Poznań i See Bloggers 2017 - czyli o weekendzie, który zmienia światopogląd

27 i 28 maja byłam na Blog Conference Poznań, a niedawno wróciłam z Gdyni, gdzie 22-23 lipca uczestniczyłam w See Bloggers. Pierwszy raz byłam na tego rodzaju spotkaniach/konferencjach, więc wszystko było dla mnie nowe, świeże. Jakie wyniosłam spostrzeżenia?

 - I czego się dowiedziałaś podczas tych dwóch dni? - zapytał mój mąż, gdy wróciłam z Gdyni. A ja... nie umiałam odpowiedzieć konkretnie. Nie jednym zdaniem. Nawet nie pięcioma. 
 - Wiesz... - zaczęłam, a on już wiedział, że to będzie dłuższa opowieść.


Najważniejsi są ludzie. Spotkania. Wymiana myśli (a przy okazji wizytówek). Zacieśnianie relacji.
Przyjeżdżasz w obce miejsce, czujesz dreszczyk emocji. A potem wyławiasz z tłumu twarze. "Cześć!" Rzucacie się sobie na szyję. To nic, że widzicie się po raz pierwszy - czujecie się jak dobrzy znajomi (jeśli nie przyjaciele). Płynne rozmowy, wspólne tematy, uśmiechy, chichoty. Naturalność, spontan. Tutaj nawet "wielcy" nie zgrywają gwiazd. Możesz podejść i zagadać, podziękować, zapytać. I zarazić się pasją, poczuć zmotywowanym, dostać kopniaka w tyłek i ciepłą reprymendę: "Działaj!"



od prawej: kochana Aga (Pani Kredka), Paula i jej mąż (refreszing), inspirująca Kasia (Conchita Home), ja i Beata (połowa Pani to potrafi)




Post udostępniony przez BLOG DIY 🔨🎨✂ zrob to sam (@haartblog)


W ciągu kilku lat blogowania poznałam kilkadziesiąt świetnych osób, z których z kilkunastoma utrzymuję stały kontakt. Nie każdego znam osobiście, ale jeśli do tego dochodzi, zawsze zaskakuje mnie swoboda, jaką wtedy czuję. Jestem z kimś "znajomym", "swoim", praktycznie nie ma "obcych". (Jasne, w przypadku blogowania - czyli pewnego rodzaju wychodzeniu z cienia, pokazywania się szerokiemu gronu odbiorców - trudno mówić o "obcości", dystans często jest niwelowany. Niemniej rozmowa wirtualna bardzo płynnie przechodzi w realu w tę twarzą-w-twarz - bez problemów na linii.) A burza mózgów, która może się zrodzić w trakcie takiego spotkania... Och!


Niektórzy jadą na blogerskie konferencje czy spotkania właśnie dla nich - warsztatów. Wielu twierdzi, że to tam pada konkret (w odróżnieniu do ogólnych prelekcji czy rozmów na scenie głównej). Ja nie będę opowiadać się za którąś ze stron (scena główna vs. warsztaty), bowiem i z jednych, i z drugich spotkań można wyciągnąć dla siebie wiele. Faktem jest, że warsztaty fotograficzne w trakcie Blog Conference Poznań (fotografii produktowej z Natalią z Jest Rudo czy fotografii kulinarnej z Kingą Paruzel) były kapitalne - wyniosłam sporo wskazówek i chęć działania, codziennego szlifowania warsztatu!


Pojawia się coraz więcej głosów, że YouTube (czy format wideo w ogóle) zgarnie większość uwagi odbiorców. Że blogi do "czytania" powoli będą odchodzić do lamusa. Czy tak będzie w istocie? Szczerze wątpię. Wystarczy spojrzeć na kondycję książek tradycyjnych: pojawienie się na rynku e-booków miało zwiastować rychły kres wersji papierowych. I co? I nie doszło do tego. Oba formaty mają swoich zwolenników, oba wypełniają pewną przestrzeń, odpowiadają na oczekiwania odbiorców. Według mnie dokładnie tak samo jest teraz z filmikami w sieci: jest na nie moda, cieszą się popularnością, co nie znaczy, że cała reszta przestanie się liczyć, zniknie. Nie ulega jednak wątpliwości, że YT, Instagram Stories czy (rzadziej już chyba?) Snapchat to sympatyczne narzędzia do dzielenia się z innymi również... sobą. Nasza gestykulacja, mimika czy artykulacja mają wpływ na osobowość - a filmiki pokazują nas, nie tekst i zdjęcia, uchwycone w danym momencie, być może poddane obróbce w trakcie przygotowywania wpisu. "Żywy" człowiek - mówiący, ruszający się... od razu czujesz, że znasz go lepiej, że jest bardziej "swój" niż "obcy" (a to dobrze działa na relacje, z kulturoznawczego i nie tylko punktu widzenia ;)). Być może właśnie dlatego i ja zdecydowałam się publikować treści, korzystając z opcji "kamera" w aparacie. A może od dziecka lubiłam być trochę w centrum zainteresowania, nie wiem. Tak czy owak, moją radosną tfu!-rczość (latające słowo od Łysiaka) możecie obejrzeć TUTAJ. Wciąż pracuję nad aspektami technicznymi - najgorsze to wiedzieć, jaki efekt chcesz osiągnąć, i mieć po drodze problemy niezależne od Ciebie. Ale waleczna ze mnie persona, nie poddam się!

Powyżej Agata z Draw the Words, która podczas See Bloggers rozrysowywała każde wystąpienie na scenie głównej - na żywo! Powstawały genialne, inspirujące plansze z najważniejszymi myślami poszczególnych prelegentów!


...czyli zakończenie tegorocznego See Bloggers, które było dla mnie prawdziwą wisienką na torcie.

Jason Hunt (Tomek Tomczyk) w swoim wystąpieniu podzielił się wynikami ankiety - pytania, które zadał przed See Bloggers 2017 swoim fanom na Facebooku. Z kilku opcji do wyboru, w pytaniu pokroju "Odpowiedź na jakie pytanie związane z blogowaniem jest dla Ciebie najważniejsza?", najczęstszą odpowiedzią okazało się być zapytanie o... oczekiwania odbiorców. Wiesz... że jak popyt, to i podaż, więc w sumie rozsądnie. W odpowiedzi na powyższe, na slajdzie znalazł się cytat:

Gdybym na początku swojej kariery jako przedsiębiorcy zapytał klientów, czego chcą, wszyscy byliby zgodni: chcemy szybszych koni. Więc ich nie pytałem.

Henry Ford


Tak, to ten Ford: od pierwszych samochodów dostępnych powszechnie. 
I ten cytat, a wcześniej wyniki ankiety, był jak cios obuchem (z gardłowym krzykiem gościa nad Tobą: "Obudź się, człowieku!") Gdzieś w głowie zadzwonił bowiem dzwonek, a tuż po nim odezwał się nikły, ale jednak słyszalny, delikatny głosik: "Martuś... a czy ty przypadkiem też nie udzieliłaś odpowiedzi, że oczekiwania odbiorców"? Bo wiesz... indoktrynuje się nas, blogerów, twórców treści, że pisanie bez audytorium nie ma sensu. Że publikę trzeba angażować, że trzeba pisać to, co ich zainteresuje, że trzeba odpowiadać na potrzeby czytelników. I łapiesz te wszystkie uwagi, wskazówki, rady dobrej cioci z Bytomia, i chcąc podciągnąć słupki w Google Analytics, ślepo klikasz potem Tomczykowi w ankietę. "Oczekiwania odbiorców" ponad 60% ludzi uznała za najważniejsze. Szlag! A może ciekawsza byłaby odpowiedź na pytanie, jak chcesz zarabiać? Myślałeś o tym, blogerze? Bo ja nie - bo jak padał temat "kasa", to rumieniłam się gdzieś tam, łapką machałam niby to niewinnie, coś tam bąknęłam pod nosem... Chciałam się rozwijać, ale nie wiedziałam, jak, w którą stronę - jaki produkt mogłabym sprzedać.

KASA, KASA, KASA

...i za Shanią Twain można śpiewać: "Ka-Ching!" 
To ciągle temat "tabu" w blogosferze, chociaż coraz rzadziej. Wciąż jednak na hasło: "zawód: bloger" wielu reaguje spazmatycznym śmiechem, inni pukają się w głowę, a gro osób zaczyna się tłumaczyć (jak gdyby było z czego). A gdy już przyznamy wątkowi rację bytu, schodów nie brakuje: debaty o wadach barteru, nawoływanie do cenienia się, wyceniania, budowania świadomości rynku i tak dalej. Ale rozmowa o pieniądzach to tak naprawdę efekt uboczny czegoś innego, swoisty etap końcowy. Gdzie pytanie o pomysł na zarabianie, biznesplan, świadomość własnej marki? I dopiero Ikigai - zasada czterech kółek, którą omówił Tomek, oświeciła mnie nieco i stała się drogowskazem. To było kilka zdań, kolorowe "kółeczka" na slajdach. Uporządkowane, proste... uderzyły najmocniej. Zabawne: dopiero wtedy wyprostowały mi się różne nitki w głowie, różne pomysły znalazły wspólny mianownik, a do tej pory chaotyczna wielość pomysłów przestała przypominać kłębek przypadkowo zmieszanych włóczek. Zrozumiałam, w którą stronę intuicyjnie zaczęłam iść, co sprawia mi największą przyjemność w tworzeniu, do czego najlepiej się nadaję, jakie mam mocne strony. Jak po nitce do kłębka (użyteczna ta metafora, jak widzę),  płynnie przeszłam do produktów, które mogłabym zaproponować. A to wszystko w trakcie prelekcji Jasona Hunta. Na bieżąco. On na scenie, mój mózg w czaszce gdzieś w środkowym rzędzie. Dziś na pytanie Tomka odpowiedziałabym inaczej.

WNIOSKI, WNIOSKI, WNIOSKI
czyli uwagi ogólne, nie tylko końcowe

Wniosek pierwszy: jestem dinozaurem (jak powiedziałby mój profesor z literatury). Czułam się dziwnie w towarzystwie wielu ludzi multimedialnych, podłączonych do matrixa, bardzo nowoczesnych. Tacy... ludzie-maszyny - bez smartfona w ręce i dostępu do Internetu jak bez ręki. Obserwowałam więc, jak w trakcie prelekcji jedna osoba (sic!) była w stanie i słuchać wystąpienia, i rozmawiać ze znajomymi obok siebie, i ze znajomymi na fejsie, i lajkować zdjęcia na Insta, i kręcić filmik z Boomerang, i na bieżąco relacjonować, co się dzieje, w swoich social mediach. Szczerze? Ja nie ogarniam!

Wniosek drugi: czas zainwestować w sprzęt. Mój telefon jest za stary, bym mogła nagrywać InstaStories czy korzystać ze wspomnianego Boomerangu (swoją drogą bardzo lubię efekt, jaki można z tą aplikacją osiągnąć). Dodatkowo, nie mogłam korzystać z aplikacji See Bloggers, która pozwalała m.in. na umawianie się na indywidualne spotkanie z przedstawicielami marek. Nie mówiąc o dostępie do harmonogramu wydarzenia, co utrudniało mi organizację. Szlag!

Wniosek trzeci: chcę jeszcze! Dwa dni rozbudzają apetyt. To idealny czas, by zmotywować, dać kopa, jednocześnie przydałaby się regularność tego rodzaju spotkań - by nie zatracić tej energii, którą się poczuło, która się zbudziła. By dalej się inspirować, by pozytywne impulsy wciąż nas łaskotały. Tym bardziej cieszy mnie, że dostałam się na MeetBlogIn towarzyszący największej imprezie związanej z designem: Łódź Design Festival. Już nie mogę się doczekać!


Są tacy, którzy atakują konferencje czy spotkania pokroju Blog Conference Poznań czy See Bloggers. Że niektórzy blogerzy jeżdżą tam tylko po "dary losu", że tworzą się kółka wzajemnej adoracji, że scena główna to ogół i coś dla początkujących, a ja przecież już to wszystko wiem! - i tak dalej, i tym podobne. Ale prawda jest taka, że gdyby nie takie spotkania, nie rozwinęłabym się jako bloger. Zwyczajnie nie miałabym świadomości pewnych rzeczy, a intuicyjnie odczuwanie czegoś to byłoby za mało, bym ruszyła ze swoim pomysłem albo by ten faktycznie się wyklarował. 
Czuję energię. Czuję moc. Motywację. I wiem, że każdy z "wielkich" zaczynał tak jak ja - z tymi samymi problemami, wątpliwościami. Ale nie poddał się, regularnie tworzył i rozwijał. Skąd to wiem? Sami mi (nam) powiedzieli: właśnie ze sceny głównej.

6 komentarzy:

  1. Ale fajnie, że będziesz też w Łodzi! :) Szkoda, że teraz znalazłyśmy się w tym tłumie tylko na chwilę, ale mam nadzieję, że w październiku to nadrobimy! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! :) Będzie mniej ludzi, to i więcej możliwości czy czasu do rozmów ;) Fajnie, że będziesz! :*

      Usuń
  2. Powinnam szczerze zainwestować w takie spotkania. Jestem bardzo ciekawa tych wiadomości i jak i klimatu. Fajny wpis, dał zarys tego, co się działo. :)
    Swoją drogą nie jestem w stanie przekonać się w pełni do vlogów. Jane, czasem obejrzę z ciekawością jakiś, ale jednak forma pisana przemawia do mnie bardziej. Z vlogmi bywa niestety, że autorzy czasem irytują sposobem mówienia. Podczas czytania słucham dobrej muzyki i skupiam się na przekazywanej mi treści. Mogę się zatrzymać, przemyśleć, bez wciskania pauzy. No ale to ja... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Każdy ma inny sposób odbioru treści, każdy lubi co innego :) Dlatego wątpię, żeby blogi zniknęły... Co do vlogów - tutaj dużą rolę odgrywa osobowość człowieka - to też jest fajne, że można sobie wybrać tych, których się będzie oglądało, mamy wybór ;)

      Och, spróbuj! Spotkania są super :) To czas prawdziwej burzy mózgów, czasem poznania czyjegoś oglądu na to, co robisz - albo jego pomysły na rozwój. Nie wszystko musisz wcielać w życie u siebie, ale bardzo dużo można wyciągnąć, gdy potraktujesz wystąpienia jako inspiracje. A warsztaty to już śmietanka...

      Dziękuję Ci za komentarz!
      Ściskam ciepło!

      Usuń
  3. Na See Bloggers i ja byłam - bardzo żałuję, że nie udało mi się dotrzeć na BCP:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ominęło Cię wystąpienie Janiny! (Ja czekam, aż będzie na Youtube - chętnie je sobie przypomnę)

      Może uda się w przyszłym roku?
      Trzymam kciuki! :)

      PS. Jak wrażenia? :D

      Usuń