Zapraszam do cyklu poświęconego książkom. Tym, które w minionym czasie przeczytałam sama albo ze swoimi dziećmi. Co nam się podobało, co mniej? Co polecamy?
biblioteczka dzieci
Co czytaliśmy? Co polecamy?
Co czytaliśmy? Co polecamy?
"Dinozaury. Skamieliny i pióra" MK Reed (tekst), Joe Flood (ilustracje)
Mój sześcioletni synek w dalszym ciągu jest zaintrygowany dinozaurami, kiedy więc na stronie wydawnictwa Nasza Księgarnia dostrzegłam nowość - naukomiks z ogromnymi jaszczurami - nie mogłam przejść obok pozycji obojętnie.
Książka jest pięknie wydana: w twardej, matowej oprawie, z grubymi, kredowymi kartkami... Szyta, nie klejona (na co szczególnie zwracam uwagę po tym, jak jedna z książek dosłownie rozleciała mi się w rękach - inne wydawnictwo, inny tytuł, dobre 5 lat temu, jednak od tego czasu jestem wyczulona na takie niuanse).
Wnętrze to natomiast komiks zilustrowany przez Joe Flooda z tekstem MK Reed - ten duet stworzył rzecz edukacyjną, pouczającą, wciągającą i przezabawną jednocześnie. Nie brakuje tu co ważniejszych sylwetek odkrywców (paleontologów, geologów, meteorologów czy "zwyczajnych" odkrywców, po prostu lubiących wydobywanie skamielin), historii odkryć, pokazania, jak zmieniał się stan ludzkiej wiedzy, oraz... samych dinozaurów, rzecz jasna. Co prawda ustępują one miejsca ludziom, jeśli chodzi o wątki fabularne (narrację popychają do przodu kolejne odkrycia), ale to one są najważniejszymi postaciami tego tomu.
Ujął mnie wstęp dra Leonarda Finkelmana, który jako profesor filozofii nauki mógłby rzucić sporo niezrozumiałych czy nudnych sformułowań, zachęcając do lektury w sposób "naukowy". On jednak zaczął od wspomnienia, że jako dziecko... narysował dinozaura w niebieskie paski. Było to dla niego szczytem szaleństwa, taką dziecięcą igraszką - jak bowiem dinozaury mogły być... niebieskie?! Z czasem okazało się jednak, że "nieokrzesanie" jego ręki, która sięgała po niebieską rękę, wcale nie było takie szalone. Że dinozaury, owszem, mogły być niebieskie. Co więcej, wszystkie mogły mieć pióra (T-rex pokryty pierzem?!). Nauka jest fascynująca, a każdy kolejny rok i kolejne odkrycia przynoszą coraz więcej ciekawostek z życia ziemi, otwierają nam oczy, pokazują, jak mało wiedzieliśmy. To wielka przygoda - i aż czuje się ten pęd ku nieznanemu, zapala się iskra poszukiwacza i odkrywcy!
"Zwierzokracja" Ola Woldańska-Płocińska
Zwierzęta mają prawa, a jakże! Problem polega na tym, że nie potrafią mówić w swoim imieniu... To na ludziach spoczywa obowiązek dbania o nie, godnego traktowania. "Zwierzokracja" jest świetnym argumentem do rozpoczęcia rozmowy o relacjach człowiek-zwierzę. Książka nie posiada jakiejś szczególnej fabuły, na upartego można czytać ją chronologicznie, ale nie ma to jakiegoś głębszego sensu. W zasadzie każda ze stron przedstawia jakiś temat, problem, zjawisko związane ze zwierzętami w odniesieniu do świata ludzi. Znajdzie się tu i smutny cyrk, i czczenie zwierząt w starożytnym Egipcie, i podejście filozofów, opowieść o ciasnych klatkach w wielkich hodowlach, wegetarianizm, polowania, magiczne sztuki, psie kupy w miejscach publicznych... Mnóstwo, mnóstwo tematów, z których każdy można rozwinąć, z których każdy może stać się punktem wyjścia do dłuższej rozmowy, dyskusji, nauki empatii.
Miejscami to lektura przyjemna i lekka, innym razem gorzka i smutna. Zmusza do refleksji, zastanowienia się nad tym, jak my sami traktujemy zwierzęta. Bo przeświadczenie, że jesteśmy panami całego świata jest skrajnie błędne. "Zwierzokracja" to ważna książka - obowiązkowa w każdej biblioteczce!
"Eri i smok" Jacek Inglot
Jak przekonać dziecko do fantastyki? Jak wprowadzić je do świata skrzatów, trolli, ogrów, magów i innych niezwykłych stworzeń, magicznych postaci? To proste - podsuwając odpowiednie lektury. "Eri i smok" jest książką dobrą na rozpoczęcie takiej podróży: duża czcionka, dziecięce ilustracje, pozytywni, sympatyczni bohaterowie, których zadaniem (A jak!) jest ocalić świat.
To - jak często w takich przypadkach bywa - epos drogi: opowieść tkana z podróży i przygód odbywających się w jej trakcie. Główną bohaterką jest Eri - mała dziewczynka o rudych włosach - jedynych w wiosce w takim kolorze. Nie tylko to ją zresztą wyróżnia - również podejście do zwierząt, jakiś ukryty wewnątrz postaci dar, siła przyciągania i zaklinania istot. To jej zostaje powierzone smocze jajo - ostatnie, niezwykle ważne - nie może bowiem trafić do rąk złego czarnoksiężnika Widukinda.
Starsi czytelnicy odnajdą tutaj skojarzenia z "Eragonem" Christophera Paolini, "Władcą pierścieni" Tolkiena czy nawet ekranizacją "Akademii Pana Kleksa" (Pamiętacie historię szpaka Mateusza? Zaklętego księcia? I te wilki atakujące pałac? Filmowe przedstawienie w połączeniu ze ścieżką dźwiękową narzucało mi się, ilekroć czytałam o wukach!). Słowem: znajomo, ale inaczej. Przede wszystkim dla dzieci. Z powtarzaniem pewnych kwestii (np. powracaniem w większości rozdziałów do tęsknoty Eri za domem, rodziną), nawet nauką dobrego wychowania (której Eri nie żałuje, strofując od czasu do czasu współtowarzyszy podróży). Pełna przygód proza, która pokazuje bogactwo światów (tajemniczy las, zaczarowana toń wody, suche przestrzenie Szen, niezwykłe Skalne Miasto, wreszcie monumentalny zamek o Czterech Wieżach) oraz moc odwagi - kiedy nawet mała dziewczynka może uratować świat.
W trakcie lektury denerwował mnie miejscami styl autora - jego wyraźna ciągota ku starodawnym określeniom: "kobiałka" (rodzaj koszyka), "zzuł trzewiki" (zdjął), "wykroty" i "parowy" (dziury w ziemi), "onucki", zamknięcie na "skobel", "podrapał się z frasunkiem po głowie", "pałąk kobiałki", "niskopienny zagajnik", "spiżowa nawała", "krótkie nóżęta", "w saganie doszły krupy", "adwersarz", "wnętrze urządzone jak kolasa", "rycerz stracił rezon" (odwagę, pewność siebie). Z jednej strony racja - taki język pasuje do świata przedstawionego. Z drugiej strony odczuwałam jednak zgrzyt - skoro to książka dla dzieci, skąd mają one znać takie słowa? Oczywiście, to jedna z ról literatury: edukować, uczyć nowych wyrazów. I raz nawet tak w tomie było: na jednej ze stron wyjaśniono znaczenie słowa "mila" - był to jednak jedyny przypis w całej książce. Dlaczego - analogiczne - nie wyjaśniono jednostki miary "łokieć" lub słowa "tuzin"? Albo innych, z którymi mógł być problem?
Momentami irytowała również główna bohaterka - np. w momencie, kiedy do obozowiska bohaterów podeszła sarenka, a Eri przywołała ją do siebie i stwierdziła: " - Zostanie ze mną - oznajmiła dziewczynka tonem wykluczającym dyskusję. - Na imię dam jej Hasia, bo sarenki tak ładnie hasają." Gdyby jeszcze zwierzę miało odegrać jakąś ważną rolę w opowieści - ale nie! Jedynie dotrzymywało dziewczynce towarzystwa - która już przecież towarzyszy miała!* Ryzykować, zabierać w niebezpieczną podróż biedne zwierzę po to tylko, by na końcu zwrócić mu wolność? Po co, Panie Jacku? Albo nieugiętość Eri, która sama chciała nieść kobiałkę z jajem, później ze smokiem - w pewnym momencie wręcz napadła na przyjaciół, którzy proponowali jej pomoc: " - Nie, nie chcę! - zaprotestowała Eri. - Wcale nie jest taki ciężki, przynajmniej na razie. A poza tym... wy się nie znacie na dzieciach!" (Brakowało mi jeszcze dodania szeptu, kierowanego w stronę kobiałki: "My precious!")** Na szczęście Eri wraz z postępem fabuły stawała się coraz mądrzejsza, jak gdyby dorastała w trakcie rozwoju historii. Uff!
Podsumowując, powieść powinna spodobać się młodym czytelnikom - nie brakuje tu zwrotów akcji, niebezpiecznych sytuacji, rozwijającej się przyjaźni czy odwagi. To historia walki dobra ze złem, gdzie dobro (uwaga - spoiler!) zwycięża, a czytelnik zostaje z pozytywnym przesłaniem, takim do wykorzystania i w naszym, całkiem współczesnym świecie. Lektura podbudowująca i ciepła. Świetnie wprowadzenie do fantastyki.
* Naciągając, można uznać, że chodziło o "girl power" - "Eri szło się znacznie lepiej niż pierwszego dnia. Może dlatego, że miała towarzyszkę." - wszak reszta drużyny była płci męskiej! Ale: "Sarenka Hasia truchtała żwawo u boku swej pani (...)" - jak w przypadku smoka, wystarczy nadanie imienia i stajesz się panem danego stworzenia? O rety...
** Można, rzecz jasna, zrzucić to na karb poczucia odpowiedzialności - kiedy to Eri nie chciała nikogo obarczać swoją misją.
"100 głupich pytań dla bystrzaków" Stéphane Frattini (tekst), Robbert (ilustracje)
Mamooo! A dlaczego woda moczy? Czemu samoloty nie machają skrzydłami, gdy lecą? Skąd biorą się guzy? Dlaczego pępki są różne? Dlaczego kupa śmierdzi? - to tylko niektóre z pytań, jakimi mogą zasypać nas dzieci, a na które... odnajdziemy odpowiedź w tej książce!
Okazuje się, że pod pozornie błahym pytaniem skrywa się albo fascynująca historia, albo jakieś zjawisko fizyczne (nie mniej interesujące), albo fragment skomplikowanej, ludzkiej psychiki (jak wymyślanie tuzinów lub dziwnych powiedzonek). To w każdym razie przyczynek do niezwykłej podróży, zaspokajanie ciekawości - również dorosłego! (Czy wiedzieliście, na przykład, że krowie bąki poważnie przyczyniają się do efektu cieplarnianego?)
Książka jest wysoka i wąska, dość gruba, świetnie skonstruowana graficznie: odpowiedź na każde pytanie została rozpisana na trzy fragmenty, maleńkie podrozdziały - czyta się to szybko, a wzrok się nie męczy, przestrzeń została bowiem wyraźnie podzielona, uporządkowana.
Jest frajda z tym tomem, serio!
Jedyne, co nieco mnie denerwuje, to tytuł. "100 głupich pytań..." - serio? Dla mnie większość miała sens, a co dopiero dla dzieci!
Okazuje się, że pod pozornie błahym pytaniem skrywa się albo fascynująca historia, albo jakieś zjawisko fizyczne (nie mniej interesujące), albo fragment skomplikowanej, ludzkiej psychiki (jak wymyślanie tuzinów lub dziwnych powiedzonek). To w każdym razie przyczynek do niezwykłej podróży, zaspokajanie ciekawości - również dorosłego! (Czy wiedzieliście, na przykład, że krowie bąki poważnie przyczyniają się do efektu cieplarnianego?)
Książka jest wysoka i wąska, dość gruba, świetnie skonstruowana graficznie: odpowiedź na każde pytanie została rozpisana na trzy fragmenty, maleńkie podrozdziały - czyta się to szybko, a wzrok się nie męczy, przestrzeń została bowiem wyraźnie podzielona, uporządkowana.
Jest frajda z tym tomem, serio!
Jedyne, co nieco mnie denerwuje, to tytuł. "100 głupich pytań..." - serio? Dla mnie większość miała sens, a co dopiero dla dzieci!
biblioteczka córki
czyli co dostanie, gdy podrośnie
czyli co dostanie, gdy podrośnie
"GIRL POWER. Opowieści dla dziewczyn, które chcą zdobyć świat" Caroline Paul
Ostatnio przyciągają mnie książki, które mówią o kobiecej sile, które dają nam "powera", odczuć, że możemy więcej niż ustawa przewiduje. Złośliwi mogą mnie teraz albo wrzucić do worka z "tymi złymi" feministkami, albo uśmiechnąć się z pobłażaniem (bo przecież każdy jest ważny, a tu kobiety potrzebują jakieś pitu-pitu, tanich hasełek-hasztagów). Ale to nie tak. Jako kulturoznawca wiem i zaznaczę wyraźnie: kultura determinuje ludzkie zachowania, a nasza jest patriarchalna. Oczywiście: nie można generalizować, oczywiście: jesteśmy dziś bardziej otwarci niż kiedyś. Wciąż jednak pokutują pewne stereotypy i schematy, a wśród nich np. ten, że dziewczynki są delikatne i że pewne rzeczy do nich nie pasują (nie tak dawno mój dziadek chciał wyrwać swojej prawnuczce zabawkową śmieciarkę, bo przecież "samochody nie są dla dziewczynek"). Staram się z tym walczyć, by moja córka (i ja również) mogła żyć tak, jak chce - by nikt nie wytykał jej palcami albo oceniał tylko i wyłącznie z uwagi na płeć.
Podoba mi się, jak rozpoczęto opis książki na stronie wydawnictwa - od zawołania i zabawy typografią: "DziewCZYNY!" To takie przypomnienie, byśmy nie bały się działać, byśmy miały odwagę realizować siebie. To moja złota zasada z czasów, kiedy byłam jeszcze wegetarianką: jeśli nie robisz innym krzywdy, żyj tak, jak masz ochotę, a innym nic do tego.
Jest różnica między byciem ostrożnym a życiem w strachu. To pierwsze cię chroni, to drugie robi z ciebie widza, obserwującego z boku życie innych.
Anna Fitzpatrick
Caroline Paul w sposób dowcipny i porywający opisuje swoje szalone przygody. Dosłownie! Jak bowiem inaczej określić np. spływ łodzią piracką zbudowaną z kartonów po mleku albo nocną wspinaczkę na Golden Gate w stroju niczym ninja? Sama autorka zaznacza na początku, że wybór był nieprzypadkowy: inne historie byłyby być może bardziej rozsądne czy odpowiednie (w powszechnym rozumieniu) dla dziewcząt, ale to właśnie te nauczyły ją najważniejszego: "jak być odważną, jak przetrwać, jak nie stracić głowy, jak śmiać się z samej siebie i wielu innych". To opowieści o strachu, porażkach, popełnianiu błędów (również głupich, bardzo głupich), ale z każdej sytuacji wyciągane są wnioski, każda jest lekcją życia, odkrywaniem własnych barier, przekraczaniem kolejnych granic. Inspirujące!
Każdy rozdział składa się z historii właściwej, cytatów oraz życiorysów kobiet-bohaterek w jakiś sposób związanych z tematem (i wetkniętych w tekst niczym rodzynki w ciasto: to tu, to tam, dla smaku), działu "Odważ się!" z propozycjami różnych aktywności ("Skradaj się jak tropiciel", "Znaleźć gwiazdę polarną", "Nauczyć się rozpoznawać chmury", "Przeciwstawić wewnętrznemu trollowi", "Używać narzędzi" i inne) oraz z "pomocy naukowych" (diagramów, wykresów, list do odhaczenia itp.) i małego dzienniczka: miejsca do opisania swoich przeżyć, emocji, refleksji. Bogato!
Może będzie to spoiler, może odbiorę niektórym radość z dojścia do epilogu (który sprawił, że miałam oczy w mokrym miejscu), ale zamiast słowa "koniec" Caroline Paul rzuca słowo "początek" (wykaligrafowane przez Wendy MacNaughton i wyróżniające się z tekstu) - bo to dopiero początek, bo przygoda każdej z czytelniczek dopiero się zaczyna!
Niech mówią i piszą, co chcą, ale "GIRL POWER" faktycznie daje powera. W każdym razie ja - ilekroć kończyłam jakiś fragment - czułam się silna, szczęśliwa. Nie musimy robić wszystkiego - bo czasem odmowa jest też odwagą. Ważne, byśmy nie bały się być sobą - bo ktoś nam zabrania, bo ktoś uważa coś za głupie, bo... Realizujmy się, zdobywajmy świat!
"Maja dorasta" Mònica Peitx
Bardzo fajna, kształcąca książeczka dla dziewczynek, a później dziewcząt! Prostym, przystępnym językiem opisuje zmiany, jakie zachodzą w ciele dojrzewającej dziewczynki: od 9-latki do nastolatki, dorastanie nie zostało bowiem sprowadzone do pojawienia się pierwszej miesiączki. Historia Majki rozpoczyna się w momencie, gdy ta odkrywa, że nieco powiększyły jej się piersi: co to znaczy? czy teraz będzie musiała nosić staniki jak mama? (Ale jej są za duże!) Czy ma to związek z tym, że pewna koleżanka z klasy już ma większy biust? Co będzie dalej? Mama bohaterki zabiera ją do lekarki i rozpoczyna się opowieść o zmianach, które zwiastują dojrzewanie Mai, na które też powinna się przygotować. Ciepło, bez niepotrzebnych terminów medycznych (pojawiają się one w miejscach, które tego wymagają, ale nie dominują w tekście, jak często bywa np. na lekcjach w szkole poświęconych "tym sprawom"), bez nudy. Wszystko wyjaśniono prosto, z poszanowaniem dla zmian, emocji dorastającej dziewczynki, ze wsparciem i pokazaniem, że dojrzewanie to coś normalnego i pięknego. Książeczka jest niewielka (stosunkowo cienka), ale według mnie wystarczająco wyczerpuje temat. Świetna dla każdej 9-latki - na przygotowanie do stania się pewnego dnia kobietą!
biblioteczka mamy
czyli co ostatnio przeczytałam i co czytam w tej chwili
"Duma i uprzedzenie" Jane Austen
Książkę przeczytałam dobrych kilka miesięcy temu, ale - nie wiedzieć dlaczego - dotąd nie znalazła się w blogowej, sowiej biblioteczce, a wypada o niej wspomnieć.
Bo to klasyk.
Bo rozśmiesza.
Bo zmusza do refleksji.
Bo jest o stokroć lepsza od swoich ekranizacji (łącznie z serialem BBC - bodaj najbardziej zbliżonym do literackiego pierwowzoru, ale to jednak książce przyznaję dodatkową gwiazdkę).
Bo to "Duma i uprzedzenie"!
(A kto wciąż jest nieprzekonany, niech obejrzy sobie filmik ze Strefy Czytacza - skoro mężczyźnie podobała się ta książka, chyba nie może być najgorzej, hmm?)
"Znachor" Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Do przeczytania książki zachęciła mnie jej okładka - wyłuskana z pudła w Biedronce, wyróżniająca się na tle innych: granatowa, ze złoceniami, z pięknym kwiecistym wzorem oplatającym tytuł. Pamiętałam też jak przez mgłę film - ostatnią scenę (dziś nie jestem pewna, czy faktycznie była ostatnia), wzruszającą. Dość szybko zdecydowałam: "Biorę!" Potem wyczytałam, że Dołęga-Mostowicz odpowiadał również za "Karierę Nikodema Dyzmy" - dwie całkiem popularne opowieści filmowe, dlaczego książka miałaby być gorsza?
Początek - po pierwszym rozdziale, który od razu wrzucał czytelnika w wir wydarzeń i nie pozwalał zaznać emocjonalnego spokoju (To był jeden z tych momentów, kiedy bez wstydu pomstowałam na jakąś kobietę: Baśka, ty świnio!), było nieco nudnawo, jednak wystarczyło tylko, by minęło naście lat, a w fabule pojawił się wątek miłości między córką głównego bohatera a dziedzicem ziemskim, bym z ochotą przewracała kolejne strony - do samego końca.
To melodramat - nie brakuje tutaj miłosnych uniesień, jak i wartkiej akcji. Powieść wzrusza, i nawet jeśli momentami trąci sentymentalizmem czy romantyzmem level hard (Jak inaczej określić bohatera płci męskiej, który wzrusza się, czytając pamiętnik swojej ukochanej?), jest piękna i warta uwagi. Głównie z uwagi na postać tytułowego znachora - wyśmienitego chirurga, który stracił pamięć i długo błąkał się, nim odnalazł swoje miejsce w świecie - nim odnalazł siebie.
Warto było sugerować się okładką!
"Callas. Zbyt dumna, zbyt krucha" Alfonso Signorini
Tutaj ponownie sugerowałam się okładką: tak wpisała się w mój gust, że stwierdziłam, że najwyżej posłuży do zdjęć na Insta, a co! (Okropne podejście, wiem! 😅) Niemniej gdy tylko zasiadłam do lektury... wciągnęłam się na dobre.
Autor jest dziennikarzem i pisarzem, którego specjalizacją są... kroniki towarzyskie i tym podobne, książka mogła więc być... wszystkim. Nieco obawiałam się lektury po takiej prezentacji, ale niepotrzebnie. Może w kilku miejscach przyłapałam pana Signorini na niezbyt zgrabnych komentarzach - takich rodem z plotka - ale niknęły one w całości, którą autor skonstruował z wielką wprawą. Książka składa się z wielu rozdziałów, które pozwalają złapać oddech, rozładowują napięcie, stanowią jakiś wycinek z życia tej niezwykłej śpiewaczki operowej. Łączą się ze sobą, wzajemnie do siebie nawiązują, ale i stanowią odrębne całości, dzięki czemu lektura książki była czystą przyjemnością.
Jeśli chodzi o fabułę, życie Marii Callas dostarczyło sporo materiału. Wzruszającego, budzącego emocje... Co tu dużo pisać - musicie sami poznać królową. W marcu tego roku można było obejrzeć kinową opowieść w reżyserii Toma Volfa, o której do tej pory nie miałam pojęcia - po lekturze książki człowiek dostrzega więcej! "Zbyt dumna, zbyt krucha" to także wejście od kulis do świata wielkich i znanych - nie wiedziałam, na przykład (bo i też jakoś szczególnie się tym wcześniej nie interesowałam), że Jackie Kennedy po tragicznej śmierci męża wyszła za mąż za ukochanego Marii Callas - ot, ciekawostka!
Obecnie czytam... "Spętanych przeznaczeniem" Veronicy Roth (po zakupie okazało się, że to drugi tom... sic! Ale czytam twardo!) i "Czarne łabędzie", czyli szósty tom sagi rodu Poldarków (wciąga, oj, jak wciąga!).
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia za książki "Eri i smok", "100 głupich pytań dla bystrzaków" i "Dinozaury. Skamieliny i pióra" oraz Grupie Wydawniczej Publicat za książki "GIRL POWER" i "Zwierzokrajca"!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz