Okazuje się, że poszukiwania idealnych fioletowych joggerów są jak sięgnięcie po książkę, która jest na topie (więc chcesz zabrać się za lekturę, żeby być na bieżąco): tyle poleceń, tyle pięknych okładkowych słów, a kiedy zaczynasz czytać opis na tylnej stronie albo pierwsze zdania, okazuje się, że to bubel jakiś (albo rzecz po prostu nie dla Ciebie). Wiem, pewnie moja metafora nie jest tak dobra jak te Rebecci Bloomwood z "Wyznań zakupoholiczki", ale musi wystarczyć. W każdym razie skojarzenie z filmem aż tak złe nie będzie - bo i ja chciałam dzisiaj o tym, jak można dać się złapać na chwyty marketingowe i zwyczajnie dać oszukać.
fot. Reserved (materiały prasowe)
Wydawać by się mogło, że zadanie nie jest trudne: chciałam znaleźć kolorowe joggery (najlepiej fioletowe, ale mięta czy pastelowa żółć też byłyby w porządku), bawełniane. I o ile pierwszy warunek odhaczyć łatwo (zwłaszcza buszując w sklepach online, bo asortyment w salonach stacjonarnych bywa uboższy), o tyle znalezienie oznaczenia "100%" przy słowie "bawełna" graniczyło niemalże z cudem.
I ok, niech będzie, większość opisów poszukiwanego przeze mnie produktu nie stara się wciskać ściemy. "Dzianina dresowa" albo "dres" niewiele mówią nam o składzie, ale też nie oszukują - kto ciekaw, może zawsze skład sprawdzić, każda z marek daje do niego wgląd. Ale kiedy widzę w nazwie "z bawełny organicznej" albo nazwę linii "Care for fiber" (troska o włókno, tkaninę) czy "Eco aware", spodziewam się, że materiał będzie w istocie ekologiczny, naturalny. Tymczasem zdziwiłam się, i to bardzo.
GREENWASHING
...czyli ekościema. "Zielone mydlenie oczu" albo "zielone kłamstwo". Zdegustowana joggerami z Sinsay'a, które okazały się mieszanką bawełny i poliestru, gotowa byłam wrzucić do koszyka podobny model, ale z House'a. "Joggery z bawełny organicznej", czytam. Wydam więcej, ale na eko materiał, więc moje sumienie już skakało w górę jak ratlerek na trampolinie. Nim jednak sfinalizowałam transakcję, kierowana nagłym impulsem, sprawdziłam skład. A tam... niespodzianka.
"Bawełna organiczna pozyskiwana jest w sposób przyjazny środowisku", czytamy. A poniżej skład: mieszanka z poliestrem. Już pal licho, że to syntetyk, który często nie przepuszcza powietrza albo przy produkcji którego używa się nieciekawych substancji. Z poliestrem sprawa przedstawia się dodatkowo tak, że w trakcie każdego prania z takiego ciucha uwalniają się mikrocząsteczki plastiku, które z wypłukiwaną wodą trafiają do kanalizacji - do obiegu wody w ogóle. Plastik znajdowany w rybach, te często powtarzane hasła-argumenty ekologów o tym, że jemy plastik, bo połykają go zwierzęta wodne, które potem sami spożywamy, to nie jest opowieść o trawionych siatkach foliowych czy inne podobne (temat plastiku "wieloformatowego" w wodzie to w ogóle oddzielna historia) - to właśnie rzecz o mikroplastiku. Jak go uniknąć? To proste: nie prać poliestrowych przedmiotów. Zadanie współcześnie niemal niewykonalne, dlatego niektórzy pracują już nad np. specjalnymi workami do prania, które nie przepuszczałyby szkodliwych substancji do obiegu wody. To jednak wciąż rozwiązania nowatorskie, nierozpowszechnione. O wiele szybciej uświadomi się konsumentów, zachęci do rozsądnych, przemyślanych zakupów. Paradoksalnie, to właśnie rosnąca świadomość kupujących sprawia, że firmy chętnie sięgają po terminologię kojarzącą się z ekologią albo bezpośrednio do niej nawiązują. Niestety, często tylko po części będąc rzeczywiście ekologicznym. Taki program "JOIN LIFE Care for fiber" na przykład (Pull&Bear, Zara) zakłada, że w składzie ma się znaleźć "co najmniej 15% bawełny z recyklingu". Super, nie? W praktyce jednak już nie tak różowo. Co z tego, że 15% bawełny będzie z recyklingu, jeśli mówimy o sieciówkach, produkujących miliony ubrań i co chwila napędzających popyt na nie, a w takim ubraniu znajdzie się 30% albo nawet 57% (!!!) poliestru? Cóż to za wkład w ekologię? "Lepiej taki niż żaden", ktoś powie. Ok, niech będzie. Ale nie zgadzam się na mydlenie nam oczu, zazielenianie wizerunku marki, które z prawdziwą ekologią ma niewiele wspólnego.
Dużo zależy też od marki i tego, w jaki sposób komunikuje się z klientami.
Dla przykładu, joggery z Housa oznaczone etykietką "Eco Aware" mają w składzie poliester, a użyta etykieta nazwana jest "kolekcją" - poza pojawieniem się w nazwie produktu słów "bawełna organiczna" nie ma żadnego dodatkowego wyjaśnienia, czym to "eko" ma tutaj być. Po wnikliwym zapoznaniu się z opisem trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że to greenwashing jak nic.
Tymczasem Reserved lepiej tłumaczy, czym dla nich jest "ECO AWARE":
Poliester z recyklingu to włókno syntetyczne produkowane z plastikowych butelek PET i/lub surowców post-konsumpcyjnych poddanych procesowi recyklingu, redukując tym samym zużycie wody i energii. Wykonane z niego materiały są wytrzymałe, szybkoschnące i odporne na rozciąganie.I to mnie przekonuje!
O ile bowiem produkujemy plastik i pewnie jeszcze długo będzie nam on służył, o tyle dobrze jest minimalizować na niego popyt, a ten już istniejący plastik - przerabiać. Sama miałam możliwość szycia z tkaniny pozyskanej z butelek PET (śniąca Luna - księżycowa fasolka z tkaniny z recyklingu) i uważam, że jeśli tylko jest szansa użycia czegoś ponownie, warto spróbować!
Z ciekawości wygooglowałam "eco aware", by sprawdzić, czy to jakaś szersza kampania, czy jakiś program ekologiczny, czy może po prostu linia produktów wybranych marek, które reklamują się w taki sposób. Okazało się, że "eco aware" to praktyka zastosowana przez przedsiębiorstwo LPP. Jego nazwa nic nam nie mówi, ale wystarczy wymienić 5 marek, które ma w portfolio: Reserved, House, Cropp, Mohito i Sinsay, by każdy od razu uśmiechnął się porozumiewawczo. Samo "eco aware" wydaje się dosyć szeroko dotykać ekologii. W założeniach znajdziemy i używanie opakowań do wysyłki poddających się recyklingowi, i pilotażowy projekt zbiórki odzieży, która ma zachęcić do odpowiedzialnej konsumpcji i produkcji (sic!), i działania na rzecz czystej wody i poprawy warunków sanitarnych czy klimatu. Sporo tu pięknych słów i szlachetnych idei, ale bez wyraźnego komunikatu kierowanego w stronę klienta czy przy wprowadzaniu "eko" produktów, które mimo wszystko mają w składzie poliester (ale nikt nie zaznaczy, że z przetworzenia butelek PET, przez co mamy prawo wnioskować, że to po prostu zwykły poliester), działania te nie są dla mnie transparentne, a przez to przynajmniej częściowo śmierdzące greenwashingiem.
Tyle w temacie okołospołecznym, teraz przyszedł czas na crème de la crème, czyli:
PRZEGLĄD FIOLETOWYCH JOGGERÓW
1. STRADIVARIUS - Miękkie spodnie jogger - 89,90 zł
47% wiskoza, 34% poliester, 19% poliamid
2. STRADIVARIUS - Spodnie jogger z dzianiny dresowej - 59,90 zł
65% bawełna, 35% poliester
3. HOUSE - Joggery z bawełny organicznej - 59,90 zł
80% bawełna, 20% poliester
4. RESERVED - Spodnie dresowe - 79,99 zł
76% bawełna, 24% poliester
5. RESERVED - Joggersy z dresowej dzianiny - 79,99 zł
76% bawełna, 24% poliester
6. RESERVED - Dzianinowe spodnie dresowe - 119,99 zł
59% akryl, 30% poliester, 11% poliamid
7. ZARA - Spodnie joggery z dzianiny dresowej - 69,90 zł
70% bawełna, 30% poliester
8. SINSAY - Spodnie dresowe - 25,99 zł
50% bawełna, 50% poliester
9. PULL&BEAR - Niebieskie spodnie jogger Snoopy - 89,90 zł
83% bawełna, 17% poliester
10. PULL&BEAR - Spodnie jogger z przeszyciami na nogawce - 59,90 zł
69% bawełna, 30% poliester, 1% elastan
11. PULL&BEAR - Bluza i spodnie jogger - 99,90 zł
57% poliester, 43% bawełna, 0% elastan
12. NAGO - Dresy z bawełny organicznej - 279 zł
100% bawełna
Nie są to oczywiście wszystkie fioletowe joggery, jakie zna polski rynek czy w ogóle internet (Ło matulu!), niemniej przeszukałam oferty najpopularniejszych sieciówek i wniosek jest jeden: w sieciówkach nie uświadczy się fioletowych joggerów ze 100% bawełny - zawsze będzie jakaś domieszka poliestru. Jedynymi naprawdę ekologicznymi spodniami będą te od NAGO - ale tutaj za składem idzie także cena - 279 złotych. Tańsze wersje będą z domieszkami sztucznych włókien.
Najtańsze są joggery z Sinsay'a: 25,99 złotych to śmieszne pieniądze, można więc mieć wątpliwości co do jakości produktu (Słyszałam zresztą niepochlebne opinie o spodniach tej marki - jakie Wy macie doświadczenia?), choć w dotyku wydawały się w porządku (pół na pół bawełna i poliester). Co zabawne, gorszy skład (a niemal 2x wyższą cenę) mają spodnie jogger z Pull&Bear, gdzie poliestru jest w składzie 57%! Najgorzej - pod względem ekologicznym - wypadają dzianinowe spodnie dresowe z Reserved, które w ogóle nie mają w składzie naturalnych tkanin (59% akryl, 30% poliester, 11% poliamid), a marka życzy sobie za nie 119,99 złotych!
Z reguły wykorzystanie bawełny i poliestru w prezentowanych joggerach rozkłada się w proporcji 70-30. Najlepiej w sieciówkach wypadają niebieskie spodnie jogger ze Snoopym od Pull&Bear - mają aż 83% bawełny, a kosztują 89,90 PLN. Podobnie joggersy z dresowej dzianiny od Reserved - skład to 76% bawełny i 24% poliestru, ale ten pochodzi przynajmniej z przetworzenia butelek PET, a więc to już jakiś krok w stronę recyklingu i bardziej świadomej produkcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz