To niezwykłe, ale twórcy filmu zapiszą się w mojej pamięci jako jeszcze gorsze wcielenia książkowego pana McGregora, który szkodnika królika Piotrusia zamierzał złapać, upiec i zjeść. Oni bowiem bohatera złapali w swoje łapska, wypatroszyli, napchali farszem własnej produkcji, rzucili do konsumpcji ludziom na całym świecie... i jeszcze mają czelność zbierać za to kasę. A fe, wstyd!
Szczerze nie znoszę filmów, które próbują przerobić klasykę w coś "lepszego", a ich twórcy charakteryzują się zupełnym niezrozumieniem powodów uniwersalności czy ponadczasowości historii, które biorą na warsztat. Filmy takie (zarówno "Piotruś Królik 2", jak i nowy "Tajemniczy ogród", o którym pisałam TUTAJ) pokazują według mnie butę ich twórców, są policzkiem wymierzonym w twarz odbiorcy (zwłaszcza tego, który klasykę zna i kocha). Są zwykłym skokiem na kasę, który wyrządza więcej szkody niż pożytku. To tego rodzaju produkcje, na widok których autorzy oryginału wierciliby się w grobie lub umierali po raz drugi. Czytaj: jest źle. Albo jeszcze gorzej.
Dzieci są głupie
Nie czepiają się szczegółów, a nawet jeśli - co nas to. Dzieci to widz gorszej kategorii, nie trzeba się starać, można machnąć ręką na logikę. Dziecko przecież i tak wejdzie w nasz świat, w końcu tyle się tu dzieje! Dzieciak nie potrzebuje fabuły czy bohaterów, którzy zachowują się sensownie - dzieciak potrzebuje akcji, cuksów, żartów, pościgów i walenia innych bohaterów po ryjach. Bo niby dlaczego "Tom i Jerry" albo "Zwariowane melodie" święcą takie tryumfy i są ponadczasowe? Ha! Rozgryźliśmy to!
Cóż, trudno po obejrzeniu filmu nie odnieść wrażenia, że właśnie tak wyglądały rozmowy twórców drugiej części filmowego "Piotrusia Królika".
Widza bowiem (a zakładam, że przede wszystkim film jest kierowany do dzieci) traktuje się jak idiotę.
Wszystkie zwierzątka znane z książeczek Beatrix Potter - jak u mniej w powiastkach - noszą ubranka, poruszają się też specyficznie (np. świnka - chodzi na tylnych łapach jak człowiek). Wyraźnie wyróżniają się wśród innych, dodatkowo mówią. Jednak przez cały film żaden człowiek jakby tego nie dostrzegał. Ani razu nie był zaskoczony, więcej: przyjmował to jako coś normalnego, ewentualnie urocze dziwactwo tych wyjątkowych zwierzaków. Dopiero pod koniec filmu Thomas McGregor (grany przez Domhnalla Gleesona) orientuje się, że Piotruś potrafi mówić. Ale nawet wtedy nie jest jakoś specjalnie zaskoczony, bo dosłownie chwilę później jak dobrzy kumple jadą razem ratować przyjaciół. Normalne, nie?
W jednej ze scen zwierzęcy bohaterowie postanawiają się ukryć na targu. Jak? "Chowając się" w zagrodzie dla dziwaków, czyli zwierząt nieumiejących mówić. Serio, okazuje się, że to nie jest tak, że wszystkie zwierzaki są w tym świecie uczłowieczone, o nie, nie. Tylko te nasze wyjątkowe są takie niezwykłe, reszta to zwyklaki, które nie zasługują na uwagę. Ale wróćmy do naszych bohaterów - tych noszących ubranka. Jak się chowają w zagrodzie zwierząt? Wchodząc tam. Koniec. Ani się nie rozbierają, ani nie przyjmują postawy "dziwnych" zwierząt (tych, wiecie, NORMALNYCH). Ot, stoją. Świnia dalej na tylnych nogach. Czy muszę dodawać coś więcej, żeby pokazać, jak bardzo nie szanuje się tutaj intelektu widza?
Bohaterowie też są do bani
Trzeba ich podrasować, zmienić, ulepszyć. Taki Piotruś to po prostu szelma i buntownik (tak reklamuje się bohatera na plakatach: "Rascal. Rebel. Rabbit") - nie niesforne królicze dziecko, jak w słodkich powiastkach brytyjskiej autorki Beatrix Potter (co w książkach wiele mówi o wybrykach postaci i wystarczy do opisania czy usprawiedliwienia Piotrusia - pozwala też dzieciom utożsamić się z bohaterem, ale co tam!). Postaciom drugoplanowym trzeba dorobić charaktery (a także zmienić imię, które rozbawi dzieci, np. na... "Ubikacja"! Hahah, ale śmieszne!). Dodajmy też inne znane postaci i je ulepszmy. Taki Tomek Kociak niech nie będzie zwykłym psotnym kotkiem z książeczek dla dzieciaczków - nuuuuuudaaaaaa! - niech dołączy do miejskiej mafii. Pani Mrugalska, urocza wiejska praczka u Beatrix Potter, w filmie przemienia się w zwariowaną agentkę, która udaremnia pościg przegryzaniem kabla pod napięciem, dzięki czemu z jej grzbietu wystrzeliwują kolce w stronę goniącego ich rzeźnika. Co za akcja! (Przy okazji pokazująca, że zabawa kabelkami nie tylko jest bezpieczna, ale i odlotowa. Czad, co nie?)
kadr z filmu "Miss Potter" (2006 rok) - biograficznego o Beatrix Potter (gra ją Rene Zellweger) - z moimi poprawkami 😎
Nie tego chciałaby autorka
Nie wiem, jak trzeba być bezczelnym albo głupim, żeby we własnym filmie jawnie pokazywać, że ma się gdzieś głęboko twórczy zamysł autorki książek i w ogóle przesłanie uwielbianych na całym świecie książeczek. Jest bowiem w filmie scena, kiedy to autorka książeczek o Piotrusiu i jego przyjaciołach (w filmie ma na imię Bea, teoretycznie na cześć Beatrix Potter, czyli prawdziwej autorki) nie zgadza się na proponowane poprawki i "podkręcenie" historii, na przykład przez dodanie wyścigów motocyklowych. Wydawca jest wściekły i rzuca pełne emocji: "Tyle w ciebie zainwestowaliśmy!" Tyle że autorki nie interesują pieniądze i ogromne zyski, a opowieść, która najpiękniejsza jest w swojej prostocie. Tymczasem film - chwilę po tej tryumfalnej scenie wywalczenia siebie przez Beę - głosem narratorki informuje, że niestety, ale autorka książeczek - i jej bohaterowie - na przekór sobie w takim wyścigu (z motocyklem również, a jakże) weźmie udział. Bo razem z mężem i Piotrusiem rusza ratować inne zwierzaki, a akcji tam tyle, że niejeden film Bondowski miałby inspirację. Nie tylko wtedy zresztą scenarzyści napakowują fabułę ucieczkami, nagłymi zwrotami akcji, slapstickiem i żartami. W zasadzie w filmie co chwila coś się dzieje, jak gdyby bez fajerwerków było za nudno dla dzieci (albo rodziców także). Moje odczucia? Mimo całkowitej świadomości, że autorka nie życzyłaby sobie takich zmian (Zawarli to w filmie!!! 😫), twórcy "Piotrusia Królika 2" napompowali opowieść do granic. Stworzyli kolorową, głośną i wybuchową wydmuszkę, która jest w środku pusta. W najlepszym razie okazuje się piniatą, która szybko się rozwala, dzieciaki wyżerają cukierki, a potem wszystkich boli brzuch, bo tyle "dobroci" na raz przecież szkodzi. Ale, chwila, "dobroci"?
Morał z tej bajki taki: mścij się na tych, którzy są przeciwko Tobie
Serio, w filmie pada kwestia wypowiedziana przez głównego bohatera: Trzeba dopiec tym, którzy robią nam na złość. (Może ujęte to zostało w innych słowach, ale przekaz był ten sam.) Piotruś ma na myśli okropną kobietę, która zachowywała się wobec zwierzaków niekoniecznie przyjaźnie, ale istotny jest kontekst. Bohaterowie przed momentem okradli tę kobietę i jej rodzinę. Nie dość, że zwinęli tonę żarcia, to jeszcze zrobili w domu pobojowisko. Niestety, zaliczają wpadkę. Zamiast więc uciekać i ratować skórę, Piotruś proponuje nowo poznanej bandzie (to jakiś miejski gang złodziei) zaatakować kobietę. Ta krótka sekwencja w filmie niezwykle ubawiła mojego syna, bo pełno w niej slapsticku i scen rodem z "Toma i Jerry'ego" lub pułapek jak z "Kevina samego w domu". Z tym jednak, że mamy tu do czynienia z filmem, nie z animacją, a kobiecie nic się nie dzieje - obrywa lodówką w twarz, a siła uderzenia ją odrzuca, ale śladu po tym nie ma. Co więcej: po wielu uderzeniach i (nazwijmy to po imieniu) agresji i aktach przemocy, kobieta wybiega na ulicę, goniąc te "wredne futrzaki". Czego ta scena uczy? Że jak robisz coś nielegalnego, ale niemiłej osobie, a ta cię przyłapie i się złości, masz prawo się mścić? I że można kogoś bić, co za problem - bo ten ktoś nie ma po uderzeniu nawet śladu, nic mu się nie dzieje! Serio tego właśnie chcemy uczyć dzieci?
Żeby tego było mało: teoretycznie chwilę później (w scenie, gdy gang próbuje wymusić na Piotrusiu pobicie jednego ze zwierzaków - żeby nie wygadał ich kryjówki) Piotruś żałuje swojego gwałtownego usposobienia i sam stwierdza, że nawet z tą kobietą przesadził, że nie powinni byli się tak zachować. Ale co z tego, skoro na końcu filmu nie czuje żadnych oporów przed przywiązaniem szajki linami do samochodu, który potem ciągnie te zwierzęta po ulicy? Tak, poważnie, w tym filmie jest taka scena znęcania się nad zwierzętami! I ma być śmieszna, bo ci "pozytywni" bohaterowie dobrze się bawią! Przecież "ukarali" tych "złych"! Tylko czy tak powinno wyglądać dawanie nauczki czarnym bohaterom? TEGO rodzaju uczenie dzieci, że za złe uczynki spotykają nas niemiłe konsekwencje? Jakie tu były zresztą konsekwencje! Piotruś po prostu po raz kolejny zemścił się na tych, którzy robili mu na przekór. Dla mnie nie ma różnicy, kim ten ktoś jest - liczą się stosowane metody, a bohater filmu niczego się tutaj nie nauczył. Ba! Jeszcze przekazuje złe wzorce naszym dzieciom! 🤦
"Na gigancie", tudzież "Runaway"
W zasadzie nie ma się co burzyć, specjalnie denerwować, przecież twórcy niczego nie ukrywali, a marketingowcy też nie owijali w bawełnę. Jest ucieczka z domu? Jest ucieczka z domu: bo zrywamy ze spuścizną Potter i niejako próbujemy udowodnić pisarce-matce, że nie ma racji, że my młodzi wiemy lepiej, bo pozjadaliśmy wszelkie rozumy. Tylko że efekt jest taki, że hasło "ucieczka" z plakatu przestaje być opisem akcji, a staje się wskazówką dla widza. Trzymaj się od tego filmu z daleka, zioooom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz