1/29/2022
Co robisz dla siebie, mamo? Historia z Mamą Muminka w tle, czyli o znikaniu w ogrodzie (albo nie)
Jak przetrwać pierwsze tygodnie z dzieckiem? Miesiące, lata? Jak być dobrą mamą? Jak zachować kobiecość? Jak się wysypiać? Jak móc wypijać ciepłą kawę? Jak się spełniać i jak nie dać wejść sobie na głowę? Jak łączyć obowiązki, jak zarządzać czasem?
Nie uczą tego na szkole porodowej, nie dają życiowych (czyt. realnych) wskazówek w magazynach kobiecych (choć bywają wyjątki). Zmiana człowieczego "stanu skupienia" z "kobieta w ciąży" na "mama z dzieckiem na zewnątrz" rozbija dotychczasowe życie. Jest jak rzucenie o ścianę otwartym kubłem z farbą: właśnie coś powstało, coś niezwykłego (to pewne), ale sama jeszcze nie wiesz do końca, co takiego i czy w gruncie rzeczy ci się to podoba.
Konieczne będzie przewartościowanie dotychczasowego życia, to pewne. Pojawił się na świecie nowy człowiek, któremu trzeba pomóc się tu odnaleźć. Który to nam będzie najbardziej ufał, przynajmniej w tej początkowej fazie. Który będzie całkowicie od nas zależny. To duża odpowiedzialność, a na początku i dużo poświęceń (wstawanie w nocy, bycie na dziecięce zawołanie, bo otulając maluszka troską i opieką dajemy mu poczucie bezpieczeństwa, co potem procentuje w przyszłości i przekłada się np. na jego poczucie własnej wartości). JEDNOCZEŚNIE nie można zapominać o sobie. Nie można zniknąć, całkowicie się roztopić czy rozmyć. Żebyśmy dały radę z tymi wszystkimi wyzwaniami, które na nas spadły, musimy też pamiętać o sobie. Żeby odpocząć. Żeby nie żyć tylko życiem dziecka, ale mieć też własne "zajawki". Żeby coś nam po tej opiece nad potrzebującym ją dzieckiem zostało. Żebyśmy się nie obudziły kiedyś w przyszłości z dzieckiem, które już nam z gniazda wyfrunęło, i stwierdziły, że nie wiemy teraz, co ze sobą zrobić. (To prosta droga do nadopiekuńczości, do przywiązywania dziecka do siebie - a to toksyczne jest, to nie tworzy zdrowych więzi, to niszczy relacje.)
Kilka latu temu media dla mam obiegł list do "mam w okolicach trzydziestki" autorstwa pewnej Catherine. Przekonywała w nim, że mamy muszą "odpuścić siebie" (bo mają dziecko, logiczne, co nie? 🤷♀️), a po 10 latach będą mogły na powrót cieszyć się uzyskaną "wolnością". Swoją odpowiedź na ten list zamieściłam tutaj: bądź dla siebie dobra - do 30-letnich (i nie tylko) kobiet (nie tylko mam, ale do tych szczególnie). To bowiem nie działa tak, że rezygnacja z siebie i przeniesienie środka ciężkości na dziecko czy rodzinę w ogóle nie odbije się na relacjach - że po latach (!!!) możliwy będzie powrót do tego, co było. To dość naiwne myślenie zresztą: że zmiany dokonujące się latami można odwrócić w kilka chwil, jak gdyby w ogóle ich nie było.
Sposób budowania relacji, stawiania granic (lub nie), dbania o siebie (swoje potrzeby, emocje, zainteresowania) to procesy - nie produkty, które można nabyć pstryknięciem palca, ustawić na półce i już! - mieć. Jeśli więc kilka lat będziemy budowali siebie w jakiś konkretny sposób, odkręcanie potem tego potrwa. (A gwałtowne zmiany, niestety, najczęściej podyktowane są jakąś traumą, wydarzeniem, które tak nami wstrząsnęło, że wymusiło zmianę "na już". Ale i tutaj to jest proces, np. dochodzenie do siebie latami dzięki terapii itp.) Niestety, nie ma tutaj rozwiązań "instant".