4/20/2022

Oscary i Węże 2022: o hipokryzji, niewybrednych żartch i o tym, że milczenie naprawdę bywa złotem

Przycichła już afera z Willem Smithem, który wymierzył policzek Chrisowi Rockowi na tegorocznej gali wręczenia Oscarów. Pojawiła się za to kolejna - stosunkowo podobna, choć z odmiennym finałem. 13 kwietnia br. na rozdaniu nagród Węże 2022 - polskich antynagród filmowych - Mateusz Szelest niewybrednie zażartował z Doroty Wellman. Zareagowano od razu.

 


O CO POSZŁO?

Podobnie jak w przypadku afery na rozdaniu Oscarów, standuper wyszedł na scenę w celu zapowiedzenia zwycięzcy, ale ponieważ miał to zrobić w sposób zabawny (hłehłe), to zaczął żartować: z innych. Mateusz Szelest rzucił hasło: 

 

Chciałbym złożyć wielkie gratulacje na ręce Jacka Belera. Szczególnie za odwagę. Ja bym się na przykład nie odważył zagrać w scenie erotycznej z Dorotą Wellman. Chodzi mi o ten gwałt świni, tak.

 

I cóż, ktoś mógłby stwierdzić, że zabawne - bo i Dorota taka mało szczupła. Tylko że uczepianie się czyjegoś wyglądu i budowanie na ocenie tegoż wyglądu "dowcipu", jeszcze z mikrofonem w ręce i przy dużej ilości zaproszonych osób... Ups! Może jednak to nie był dobry pomysł?


Podobnie było przecież z Chrisem Rockiem. Kiedy miał wręczyć nagrodę w kategorii "Najlepszy dokument", postanowił wpierw rzucić "dowcipami", więc nawiązał m.in. do ostrzyżonej na łyso Jady Pinkett-Smith (chorującej na łysienie plackowate) - żony Willa Smitha:


Jada, kocham cię,"G.I. Jane 2", nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć.


I znowu, ktoś mógłby uznać, że to nawet zabawne, może nawet miłe, bo przecież powiedział, że ją "kocha", poza tym "G.I. Jane" złym filmem nie było, a Jade faktycznie wygląda w swojej fryzurze świetnie. (Przecież sam Will na początku się zaśmiał, ale potem chyba tknęła go reakcja żony - zadowolona to ona nie była.) Tylko że to znowu czepianie się czyjegoś wyglądu i budowanie na nim "dowcipu" - i to nie w małym gronie osób z podobnym poczuciem humoru, ale z mikrofonem w ręce, na wielkiej gali, transmitowanej na świat w dodatku. Will wyszedł na scenę i spoliczkował Chrisa Rocka.


HA HA, HI HI, HO HO.

...już się pośmiałam, chyba wystarczy.

- brzmi jeden z popularnych dźwięków na Tik Toku. Trudno mi nie odnieść wrażenia, że byłby idealny jako podkład do wielu reakcji na wiele "śmiesznych" żartów kabaretowych czy (tym bardziej) standupowych. Cudzysłów zastosowałam nieprzypadkowo: śmiesznych inaczej, czyli nie śmiesznych, rozumiecie? Wolę to dopowiedzieć, bo najwyraźniej ludzie wciąż mają problem z niuansami. Na to przynajmniej wskazują próby bronienia Chrisa Rocka czy nawet akty... współczucia mu 🤯! I jasne, nikt raczej nie chce zostać spoliczkowany (zwłaszcza w pracy, zwłaszcza na dużej gali, zwłaszcza takiej transmitowanej na cały świat), jednak ta napaść nie wzięła się znikąd: została sprowokowana niewybrednym żartem. 


TEN KTOŚ Z NETA: Uuuu, ale żart to żart, a przemoc to przemoc.
 JA: Przemoc to przemoc, więc psychiczna nie boli mniej, a żarty-szpile to przemoc psychiczna.
TEN KTOŚ Z NETA: Ale on nie wiedział, że ona jest chora.
JA: Czy to go zwalnia z odpowiedzialności za własne słowa? Czy w takim razie mamy prawo żartować ze wszystkich łysych? Ze wszystkich grubych? Ze wszystkich wyglądających w jakiś inny sposób? Albo w sposób nam się z czymś kojarzący? Czy mamy prawo wskazywać palcem i rzucać dowcip na temat wyglądu jakiejś osoby, ot tak, bo mamy taki kaprys w danym momencie?
TEN KTOŚ Z NETA: A co w tym złego? Na żartach się nie znasz?
JA: Właśnie tak broni się przemocy, właśnie tak usprawiedliwia się przekraczanie cudzych granic.
TEN KTOŚ Z NETA: Aha, czyli się nie znasz.
JA: Może jest właśnie odwrotnie?  Że właśnie znam się na żartach, bo potrafię docenić te z klasą i inteligentne, a prostackie mnie nie bawią? Hmm?

Dobry żart powinien śmieszyć wszystkich zainteresowanych i nie być "szpilką". Niewybredny pozostawi po sobie niesmak.


Nie muszę "znać się na żartach" w rozumieniu "śmiać się ze wszystkiego nawet wtedy, gdy nie jest mi do śmiechu". Bardzo przykra była dla mnie wypowiedź Daniela Radcliffe'a, który - komentując sytuację z gali Oscarów - opowiadał, jak zachowywano się na galach z jego udziałem: 

 

Kiedy jesteś dzieciakiem na takich imprezach, to nie jesteś pewien, czy jesteś obiektem żartów, czy śmieją się razem z tobą. Więc ja po prostu siedziałem i myślałem w głowie: "Jak będę się uśmiechał, to wszystko pewnie szybko minie".


Słowa aktora wyrażają "uśmiechanie się do złej gry" - i normalizują postawę, kiedy ofiara pod żadnym pozorem nie będzie wprawiała w zakłopotanie oprawcy. Bo jak to: pokazać innym, że mnie żart nie śmieszy? Że go nie rozumiem? Ale ich to przecież bawi... Więc to pewnie ze mną jest coś nie tak, skoro mam z tym problem? Cóż, chyba jednak nie tędy droga...


3xK: KARA? KONSEKWENCJE? KOMIZM?

O ile obie sytuacje z rozdań nagród wyglądają zadziwiająco podobnie, o tyle reakcje na nie różnią się i to znacznie. 

Mateusz Szelest od razu został niejako "zbojkotowany", wpierw za pośrednictwem ciszy, jaka zapanowała po jego niewybrednym żarcie, a później w sieci, kiedy to nie pozostawiano na nim suchej nitki. Już dzień po gali przeprosił wszystkich na swoim Facebooku i dodał, że "to nigdy nie powinno mieć miejsca". Co ważne, zareagowali także organizatorzy imprezy, biorąc na siebie odpowiedzialność:

 

Nie znaliśmy zawczasu przygotowanych przez nich [komików] żartów i tak jak wszyscy usłyszeliśmy je po raz pierwszy właśnie podczas gali. Założyliśmy, że mamy zgodność co do wyjściowych założeń i nie chcieliśmy ingerować ani w ich proces twórczy, ani osobistą wrażliwość. Była to decyzja świadoma. A ponieważ, od początku niosła ryzyko sytuacji, która właśnie nastąpiła, pozostaje nam wziąć za nią odpowiedzialność. Przepraszamy panią Dorotę Wellman, że nasza gala stała się miejscem upublicznienia niestosownego żartu wymierzonego w nią.


Można? Można.

To bowiem, co mnie najbardziej irytuje w aferze związanej z Willem Smithem i Chrisem Rockiem, to nie spoliczkowanie czy niewybredny żart, ale zachowanie Amerykańskiej Akademii Filmowej. 

Zaprosili standuperów za prowadzenie gali? Zaprosili.

Pozwolili na żarty, również niewybredne, seksistowskie? Pozwolili.

Mogli spodziewać się, że ktoś może zostać obrażony? Mogli, wszak standup (zwłaszcza amerykański) raczej się nie patyczkuje i jest dość ostry.

I kogo obwiniają za całą sytuację? Willa Smitha, bo spoliczkował komika na scenie, a przecież oni mają swoje "standardy" i członkowie Akademii, a także goście, powinny być otoczeni opieką i nie atakowani. To im podobno gwarantują. Tymczasem te same osoby decydują się powierzyć prowadzenie "odświętnego" wydarzenia, jakim jest gala rozdania Oscarów, standuperom właśnie. Nie wybitnym aktorom, profesjonalnym i poważnym konferansjerom, ale osobom, dla których skandal, wbijanie kija w mrowisko, niewybredne żarty czy częsty brak zahamowań są w zasadzie chlebem powszednim (można przyjąć, że większość skeczów na tym się zasadza: stereotypowe role społeczne, naśmiewanie się z pewnych grup czy osób, ich przywar, cech charakterystycznych, do tego przekleństwa albo ironiczne komentarze). To przecież ze strony Akademii prowokacja w czystej postaci! (W białych rękawiczkach, bo to przecież gala "na poziomie".) 

I po co? Dla show! Oglądalność w ostatnich latach jakaś taka kiepska, a w tym roku był wielki powrót gali jako takiej: wielkiego wydarzenia z zaproszonymi gośćmi. Więc co: trzeba było sobie odbić i jakoś zapewnić zainteresowanie! Jak? Zatrudnić osoby, które przyciągają przed ekrany widownię, które rozśmieszają, które rozbudzają emocje i które nie pozwalają na bycie obojętnym. To już nie czasy nudnego zapowiadania nominowanych i opowiadanie anegdotek ze świata filmu, prawda? Pfff, panie, kto by to oglądał! 🙄


BRACIA ROCK

Kenny Rock - brat Chrisa Rocka - podpisał kontrakt z założycielem Celebrity Boxing - Damonem Feldmanem - i latem ma odbyć walkę na Florydzie. Przy okazji newsa i wywiadu pokuszono się o nawiązanie do skandalu z udziałem jego brata i Willa Smitha. Kenny, zapytany, czy panowie powinni spotkać się na ringu, odpowiedział: "Nie, nie powinni. Ale ja powinienem wejść na ring z Willem Smithem." Potem dodał, że "pozwoli rękom mówić". 


Moje pytanie: czym jego postawa różni się od zachowania Willa Smitha? (Poza tym, że do rękoczynu jeszcze nie doszło.) Jego postawa to dokładnie to samo, co czuł Smith: chęć obrony bliskiej osoby, jej dobrego imienia, a narzędziem ma być w tym momencie przemoc. Nie ważne, czy w ramach umówionego spotkania na ringu, czy na gali rozdania nagród. U Willa było to zachowanie spontaniczne, działał w afekcie, potem tego żałował. Tymczasem Kenny Rock rzuca taką deklarację w wywiadzie, po czasie od wydarzenia, kiedy można by uznać, że emocje już opadły. Może było to podszyte chęcią wzbogacenia się na aferze? Wiecie, skandal przyciągnie większą publikę na walkę, bilety zostaną wyprzedane - jak te na występy jego brata komika, bo każdy najwyraźniej nie może się doczekać barwnego skeczu-komentarza na temat wydarzenia z gali Oscarów (sam Chris Rock już zapowiedział, że o tym opowie i że będzie trochę poważnie, trochę śmiesznie).

 

Odnoszę wrażenie, że bracia Rock świetnie skorzystali na całej sytuacji (i jeszcze zamierzają wycisnąć tę kwaśną cytrynę - a co, będzie lemoniadka 🤑). Zresztą w jednym z artykułów (źródło) wyczytałam, że:

 

Kenny Rock poparł obecne stanowisko brata Chrisa, by nie zajmować się spoliczkowaniem podczas ceremonii Oscarów, chyba że otrzymają za to zapłatę.



Czuję niesmak. Moje zdanie jako badaczki kultury z Polski zapewne nie ma większego znaczenia, niczego nie zmieni, nie przebije się też pewnie przez głosy ludzi z branży - zwłaszcza że dzieli nas ocean. Niemniej reaguję alergicznie na hipokryzję Akademii i na podejście "kamiennych braci". Pierwsi zasłaniają się kodeksem postępowania, według którego każdy członek Akademii i gość gali powinien czuć się bezpiecznie i mieć to bezpieczeństwo zapewnione (A co z żoną Willa, która stała się ofiarą nieśmiesznego żartu? Czy wyłącznie przemoc fizyczna jest niestosowna? A co z psychiczną?) - ale jednocześnie wbili z premedytacją kij w mrowisko, zatrudniając takich a nie innych prowadzących galę. Drudzy z kolei bezczelnie wykorzystują sytuację i momentami odnoszę wrażenie, że czerpią z tego dziwny rodzaj satysfakcji.


POLSKIE PODWÓRECZKO NIE TAKIE ZŁE


Twórcy polskich ANTYnagród potrafili zachować się na poziomie, przyznać do błędu i przeprosić za zaistniałą sytuację - tak samo polski standuper. To w zasadzie prosty algorytm zachowania: robisz/mówisz coś głupiego, zdajesz sobie sprawę z głupoty tego i przepraszasz. A nie jak Chris Rock idziesz dalej w zaparte, jak gdyby nic się nie wydarzyło, bo... "show must go on"? (Po spoliczkowaniu standuper dalej szedł w zaparte i kontynuował wątek, na co Smith mu wściekle rzucił, żeby "odpier**ł się od jego żony".) Szkoda, że twórcy amerykańskiej, najbardziej prestiżowej nagrody w środowisku filmowym nie zdobyli się na tego rodzaju przyzwoitość.

 

PS. Grafika ilustrująca felieton to nawiązanie do bilbordów-komentarzy Fabryki Rajstop Adrian i parafraza ostatniego z nich 🙃.

2 komentarze:

  1. Super tekst. W końcu ktoś napisał obiektywną opinię. Nie rozumiem publicznej chłosty Smitha i braku reakcji na prymitywny żart. Brawo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie rozumiem właśnie. Jak już to obaj panowie zachowali się nie w porządku, a nie tylko jeden z nich.
      Dzięki za komentarz!

      Usuń