Zapraszam do cyklu poświęconego książkom. Tym, które w minionym czasie przeczytałam sama albo ze swoimi dziećmi. Co nam się podobało, co mniej? Co polecamy?
"Rymowane zagadki matematyczne" Elżbieta i Witold Szwajkowscy
W moje matczyne ręce trafiały już różne książki wspomagające naukę liczenia, wprowadzające najmłodszych w arkana matematyki. Książki z okienkami, ze wskazówkami dla rodziców, pozycje dla najmłodszych (bardzo proste i przejrzyste, z grubymi kartkami), jak i dla starszych (przypominające podręcznik, ale w ciekawszej formie). "Rymowane zagadki matematyczne" to w zasadzie coś zupełnie nowego - forma, z którą wcześniej nie miałam do czynienia. Pogodzić humanistykę z naukami ścisłymi? Jak dziecko uwielbiające lekcje z języka polskiego namówić do działań na liczbach? To proste: polecenia ująć w rymowanych wersach! Prócz krótkich wierszyków, z pomocą których możemy ćwiczyć liczenie, znajdziemy w książce także pytania (tematycznie pasujące do fabuły wierszyka albo ilustracji), które pobudzają ciekawość i rozwijają wiedzę o świecie. Liczenie czy odpowiadanie na pytania możemy sobie dozować - od nas zależy, ile wierszyków czy pytań "odhaczymy", ile czasu chcemy im poświęcić. Jednego dnia możemy więc przysiąść na całe pół godziny, innego zrobić sobie krótkie serie po np. 5 minut. To niezwykłe, jak prosto i z entuzjazmem można bawić się matematyką!
"Czaple, kury i głuptaki, czyli o bogactwie ptasiego świata" Asia Gwis
Być może pamiętacie książkę "W świecie małp" - pisałam o niej w dziesiątej odsłonie sowiej Biblioteczki (TUTAJ). Przepiękna graficznie, z mnóstwem informacji i ciekawostek... Asia Gwis - jej autorka - niedawno stworzyła "wersję ptasią". Po raz kolejny otrzymujemy ilustratorski skarb, piękne, kolorowe karty, które oddają bogactwo barwnego świata ptaków. Książka zaprasza do tajemniczego, pełnego magii świata piór i dźwięków. I ta rozkładówka poświęcona sowom! 🥰
"Wiosna, lato, jesień, zima w moich rymach" Wanda Chotomska, ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło
O autorce piszę więcej poniżej - w części poświęconej książkom "dla dorosłych", tak się bowiem złożyło, że wraz z wierszami Wandy Chotomskiej pod nasz dach przywędrowała (zupełnie niezależnie) jej biografia. Było więc coś dla dzieci i dla mamy 😉.
"Wiosna, lato, jesień, zima w moich rymach" to przepiękny zbiór wierszy powiązanych z porami roku. Nie zabraknie tu utworów bezpośrednio nawiązujących do cykliczności przyrody (teksty zatytułowane nazwami miesięcy, odnoszące się do charakterystycznych warunków pogodowych czy świąt), ale znajdziemy też takie, które do pór roku nawiązują metaforycznie, gdzie odnaleźć można np. nastrojowość czy atmosferę danego sezonu.
Wandy Chotomskiej przedstawiać chyba nie muszę - ma taką lekkość w tworzeniu rymów, że... tworzy je niemalże na poczekaniu! W biografii poświęconej autorce (o której to pozycji wspominam w dalszej części wpisu) można przeczytać, że poetka potrafiła na szybko wpisać rymowaną dedykację dziecku - tak, by miało ono niepowtarzalne rymy, takie tylko dla siebie. Warto też dodać (albo przypomnieć), że jej wiersze są niezwykle rytmiczne, świetnie pasują do wyśpiewania - nieprzypadkowo zresztą wiele jej tekstów stanowiło teksty piosenek.
Ta pozycja nie byłaby tak piękna, tak wartościowa, gdyby nie prześliczne (aż pogrubię!) ilustracje autorstwa Eway Poklewskiej-Koziełło. Cudne, nastrojowe, urocze, bajkowe, metaforyczne, kolorowe, ale też wysmakowane, takie w punkt... Coś wspaniałego...
Jeśli szukacie wartościowej książki dla dzieci - na prezent, dla przyjemności i frajdy, bo możecie - gorąco polecam tę pozycję! To będzie perełka na półce. Tom, po który będzie można sięgnąć zawsze, niezależnie od pogody czy czasu.
"Lukrecja" Anne Goscinny
O tak, nazwisko autorki dobrze się Wam kojarzy! Anne Goscinny jest córką René Goscinnego - autora m.in. przygód Mikołajka. "Lukrecja" jest odpowiedzią na chłopięce opowieści tworzone przez ojca. Dlaczego dziewczynki nie mogą mieć swojej kultowej bohaterki, hmm?
Lukrecja (Lulu) ma 12 lat i jak każda zwyczajna nastolatka ma trochę niezwykłe życie. Jej biologiczny tato jest romantycznym artystą (nie potrafi rozstać się ze swoimi dziełami), a mama-adwokat wyszła ponownie za mąż za kontrolera lotów (mającego zresztą w gruncie rzeczy pozytywnego bzika na punkcie samolotów). Młodszy brat codziennie dzielnie walczy z zombie, przyjaciółki stanowią odskocznię od codzienności, a babcia ze strony matki... oj, o tej można by długo opowiadać!
Książkę przeczytałam w jedno popołudnie - to wciągająca, lekka lektura - miła rozrywka dla dziewcząt. Kolejne rozdziały to niejako krótkie scenki z życia Lukrecji, czasem o czymś zabawnym, czasem trudniejszym (np. wizyta u starzejącej się babci, która cię nie rozpoznaje). Z poszczególnych stron wyziera czułość, rodzinne ciepło - ale odpowiednio wyważone, bez niepotrzebnych sentymentów czy "ciepłych klusek".
Niektórzy mogą stwierdzić, że dziewczęcą odpowiedzią na "Mikołajka" była "Mała Nina" - książka autorstwa Sophie Scherrer wydana w Polsce w 2015 roku. Trudno zresztą uniknąć tego rodzaju porównania - stylistyka postaci zamieszczona na okładce jest niemal bezpośrednim nawiązaniem do tej Mikołajkowej! Niemniej... kto dzisiaj pamięta o małej Ninie? Wydaje się zresztą, że głos córki Goscinnego jest istotny - dorastająca z Mikołajkiem czuła potrzebę swoistego "wyrównania szans". Skoro tata pisał o chłopcu, ona napisze o dziewczynce! 👍
"Alicja w Krainie Czarów" Lewis Carroll (ilustracje: Tove Jansson)
Historia Alicji w Krainie Czarów zawsze mnie intrygowała. Począwszy od animacji Disney'a (z cudnymi ożywionymi sylwetkami kwiatów i pantofelkami Alicji, o których marzyłam całe dzieciństwo), przez prozę Carrolla (ze wszystkimi teoriami i historiami krążącymi wokół niej), na ilustracjach skończywszy. Uwielbiam ryciny, rysunki piórkiem, których tak dużo w brytyjskiej literaturze dla dzieci. Pobudzały mnie do rysowania, rozwijały wyobraźnię, dawały poczuć trochę "angielskiego" ducha. W odniesieniu do nich grafiki Tove Jansson są czymś zupełnie innym - wyróżniają się. Od razu można spostrzec, kto je tworzył - styl autorki Muminków jest charakterystyczny. A jednak to coś nowego - dla nas, czytelników znających Jansson jedynie z powołania do życia krąglutkich trolli mieszkających w malowniczej dolinie. Miejscami zagadkowe, czasem niepokojące... Wydaje się, że "ludzie północy" nieco inaczej postrzegają świat niż ci z "wyspiarze". Cudownie trzymać w rękach książkę, która łączy kreskę Tove Jansson z jedną z bardziej intrygujących opowieści wszech czasów. Twarda oprawa skrywa karty z pięknymi kolorowymi ilustracjami oraz tekstem miejscami przypominającym liberaturę. Uwielbiam!
Dla tego wydania można stracić głowę! 🙃
Co teraz czytamy do poduszki?
Aktualnie czytamy z dziećmi "Bellę i Sebastiana" Cécile Aubry (kończymy drugi tom). Moje dzieci (zwłaszcza Mały John) zapałały wielką miłością do wielkiej, białej suczki i jej młodego przyjaciela Sebastiana. Wpierw za sprawą serialu animowanego, na jaki trafiliśmy kiedyś w telewizji, potem - jakoś tak naturalnie - książki. To kolejna po "Heidi" opowieść o miłości do gór małoletniego bohatera - tutaj dodatkowo z wątkiem silnej przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem.
Jestem humanistą. I o ile sama sięgałam po książki wyjaśniające teorie dotyczące podróży w czasie czy wyjaśniające astronomiczne tajemnice (np. paradoks bliźniąt), o tyle z matematyką nigdy nie było mi szczególnie po drodze. Może poza gimnazjum, kiedy jako pierwsza w klasie potrafiłam znaleźć prawidłowy wynik zadania - ale "naokoło", bez posługiwania się wzorami, na "logikę". W liceum zderzyłam się już ze ścianą i metaforycznie sięgałam matematycznego dna. Za przykład niech posłuży moja spektakularna jedynka ze sprawdzianu, chociaż byłam przekonana, że poszło mi wybornie, ha! Powiedzieć o mojej relacji z matmą w szkole średniej, że "nie lubiłyśmy się" byłoby dość barwnym eufemizmem. Do pewnego momentu wydawało mi się nawet, że wszystkie te sinusy, cosinusy, funkcje i wykresy są nieprzydatne w codziennym życiu. Owszem, w analityce, tam, gdzie trzeba operować dużymi liczbami po to, żeby np. wybudować konkretny most albo kilkudziesięciopiętrowy wieżowiec - tak. Ale nie w codziennym życiu przysłowiowego Kowalskiego. Dopiero mąż udowodnił mi, jak bardzo się myliłam, gdy za pomocą funkcji wyliczył z dokładnością do 2cm, że zmieszczę w pokoju regały po skosie tak, jak planowałam. 😮
Stefan Buijsman czyni to samo. Tj. nie tyle przelicza szerokość moich regałów i kąty w pokoju, co pokazuje, że matematyka przydaje się w codziennym życiu. Więcej: często korzystamy z niej codziennie, nawet o tym nie wiedząc! Przykłady? GPS, mapy Googla, Facebook czy Netflix nie istniałyby bez matematyki. Wybór najkorzystniejszej trasy (+ omijanie korków), propozycje kolejnych filmów czy wreszcie personalizowany Facebookowy wall to tylko kilka funkcjonalności możliwych dzięki różnym teoriom matematycznym. I o ile w tych przypadkach nie musimy sobie zawracać sobie głowy mechanizmami, nie musi interesować nas "zaplecze", o tyle właściwa interpretacja np. sondaży przedwyborczych czy danych statystycznych już powinna. Żyjemy w świecie, w którym informacja jest najważniejsza, jest najwyższą wartością (jeśli nie walutą), a manipuluje się nią wszędzie. Jako codzienni użytkownicy mediów powinniśmy być tego świadomi i w miarę możliwości powinniśmy umieć oddzielić prawdę od fałszu. Nie zawsze się uda, ale przynajmniej trudniej będzie nas oszukać czy omamić! Stefan Buijsman podaje przykłady czytelne, opowiada o historii matematyki, początkach wielkich teorii, wreszcie przypomina Janinę Bąk w swoich statystycznych wywodach. Czy trzeba czegoś więcej? 👌
Stefan Buijsman czyni to samo. Tj. nie tyle przelicza szerokość moich regałów i kąty w pokoju, co pokazuje, że matematyka przydaje się w codziennym życiu. Więcej: często korzystamy z niej codziennie, nawet o tym nie wiedząc! Przykłady? GPS, mapy Googla, Facebook czy Netflix nie istniałyby bez matematyki. Wybór najkorzystniejszej trasy (+ omijanie korków), propozycje kolejnych filmów czy wreszcie personalizowany Facebookowy wall to tylko kilka funkcjonalności możliwych dzięki różnym teoriom matematycznym. I o ile w tych przypadkach nie musimy sobie zawracać sobie głowy mechanizmami, nie musi interesować nas "zaplecze", o tyle właściwa interpretacja np. sondaży przedwyborczych czy danych statystycznych już powinna. Żyjemy w świecie, w którym informacja jest najważniejsza, jest najwyższą wartością (jeśli nie walutą), a manipuluje się nią wszędzie. Jako codzienni użytkownicy mediów powinniśmy być tego świadomi i w miarę możliwości powinniśmy umieć oddzielić prawdę od fałszu. Nie zawsze się uda, ale przynajmniej trudniej będzie nas oszukać czy omamić! Stefan Buijsman podaje przykłady czytelne, opowiada o historii matematyki, początkach wielkich teorii, wreszcie przypomina Janinę Bąk w swoich statystycznych wywodach. Czy trzeba czegoś więcej? 👌
"Meble od nowa" Małgorzata Budzich (odnawialnia.pl)
"Księgobójca" Maja Wolny
Mimo iż uważam się za fankę kryminałów (jako dziecko uwielbiałam Sherlocka Holmesa - podkradałam tacie lupę i wcielałam się w detektywa, a jako nastolatka zachwyciłam się Hercule Poirotem), do tej odnogi literatury polskiej nie sięgałam szczególnie chętnie. W zasadzie... nie wiem, dlaczego. Za mało czasu? Nieznajomość rodzimych twórców tego gatunku? Na zajęciach z literatury popularnej sięgaliśmy po Joe Alexa, ale to zupełnie nie był mój klimat - autorskie zagrywki drażniły mnie i w efekcie zniechęciły do lektury kolejnych części z cyklu. Ale! Jedną z książek Mai Wolny już kiedyś czytałam i zachowałam dobre wspomnienia. Tytuł "Księgobójca" zaintrygował, a opis z tylnej strony okładki zaciekawił. Efekt? Kupiłam, zabrałam się za lekturę i... wciągnęłam się!
Książka przedstawia historię kilku bohaterów, którzy teoretycznie są ze sobą jakoś powiązani, ale wydaje się, że luźno. Każdy kolejny rozdział odsłania ich relacje, przybliża do rozwiązania zagadki śmierci znanego restauratora mebli. W tle klimatyczny antykwariat, rzeźby z kartek wyrywanych z książek, tajemnice z przeszłości, urywki z historii starości, targające ludźmi emocje... Nie znajdziemy tu nachalnego psychologizmu, ale doskonale wczujemy się w sytuacje postaci. A gdy wydaje się, że zbliżamy się ku końcowi, Maja Wojny podkręca atmosferę... 🤫🙊
"Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia" Barbara Gawryluk
Książkę kupiłam za - uwaga! - 16,90 złotych (sic!). Gruba, w twardej oprawie, z mnóstwem kolorowych ilustracji, zdjęć, skanów listów, gazet, wycinków... Wanda Chotomska to taka nasza polska Astrid Lindgren albo Tove Jansson - ukochana autorka dla dzieci. Niektórzy śmieją się, że mogłaby być córką Tuwima i Brzechwy - pan Jan zresztą nie raz doceniał jej twórczość, czemu dał wyraz chociażby w wierszu po raz pierwszy publikowanym właśnie w "Nie mam nic do ukrycia".
Książka nie jest typową biografią, choć prezentuje wydarzenia chronologicznie. To swoisty wywiad-rzeka, rozmowa Barbary Gawrykuk z Wandą Chotomską. Czasem pytania przechodzą w opowieść o życiu, czasem to przytaczane anegdotki z przeszłości, wspominki ilustrowane archiwalnymi materiałami odnalezionymi w gromadzonych przez poetkę teczkach. Określenie "poetka" nie jest zresztą dobre - w każdym razie nie wystarcza. Wanda Chotomska pisywała piosenki, opowiadania i całe książki, tworzyła scenariusze przedstawień teatralnych, to dialogi jej autorstwa wymawiali uwielbiani przez wielu Jacek i Agatka.
To była przepiękna podróż od czasów sprzed wojny, przez trudny czas walk, po lata socrealizmu i współczesność. Znajdziemy tu dużo anegdotek, opowieści ciepłych i zabawnych, wspomnień o innych autorach (albo innych autorów o Wandzie Chotomskiej), wreszcie zdjęć, skanów (np. z archiwalnych numerów czy "Świerszczyka", czy "Misia"). Pozycja wydana w grubej oprawie, estetycznie, z przyjemnością trzymało się ją w rękach i zapewne chętnie będę do niej wracać. Cieszy mnie to!
Serdecznie dziękuję:
- Małgosi Budzich za jej kapitalną książkę "Meble od nowa" - to petarda, Gosiu!
- Kapitanowi Nauka za "Rymowane zagadki matematyczne", które zajęły nas na niejedno popołudnie
- Wydawnictwu Znak za "Plusy i minusy" (która mnie - humaniście - sprawiła mnóstwo frajdy) oraz "Lukrecję"
- Wydawnictwu Nasza Księgarnia za książki "Czaple, kury i głuptaki, czyli o bogactwie ptasiego świata", "Wiosna, lato, jesień, zima w moich rymach" i za jedno z piękniejszych wydań "Alicji w Krainie Czarów", jakie miałam w rękach!
Małgosię znam osobiście - zawsze podziwiałam jej umiejętności pracy z różnego rodzaju maszynami, które stereotypowo są domeną mężczyzn (rozmawiałam z nią o tym zresztą w wywiadzie, który możecie przeczytać TUTAJ). Kiedy ja wciąż próbowałam doprosić się męża o wywiercenie kilku dziur w ścianie, Gosia sama ściągała lakier z PRL-owskich mebli czy uzupełniała ubytki w fornirze. Jej książka "Meble od nowa" to podręcznik dla wszystkich, którzy - jak ja 😉 - sądzą, że prace renowacyjne to coś trudnego i boją się za nie zabrać. Małgosia opowiada o wszystkim językiem przystępnym, zrozumiałym. Pokazuje, od czego zacząć, jakie materiały są najlepsze do danej pracy (miejscami wyszczególnia konkretne produkty lub wskazuje dystrybutorów czy sprzedawców, dzięki czemu mamy wszystko niemal podane na tacy), a ogromna ilość "case study" - przykładów z życia wziętych, z pokazaniem stanu wyjściowego, pomysłu, całego procesu renowacji i pięknego efektu - to prawdziwa kopalnia wiedzy. Dawno nie miałam w rękach książki, w której autor tak obficie dzieliłby się swoim doświadczeniem! Całość jest bardzo czytelna, a sama książka świetnie skonstruowana: znajdziemy tu zdjęcia poglądowe (również prezentujące czynności krok po kroku), a także grafiki czy schematy, które pomagają lepiej zrozumieć niektóre zagadnienia. Rozdziały i sekcje są klarownie wydzielone, a poszczególne części zaznaczone w tekście. Trudno się tu zgubić - raczej człowiek łapie się na tym, że przewraca kolejne kartki niczym przy lekturze dobrej beletrystyki. Ta książka wciąga!
"Księgobójca" Maja Wolny
Mimo iż uważam się za fankę kryminałów (jako dziecko uwielbiałam Sherlocka Holmesa - podkradałam tacie lupę i wcielałam się w detektywa, a jako nastolatka zachwyciłam się Hercule Poirotem), do tej odnogi literatury polskiej nie sięgałam szczególnie chętnie. W zasadzie... nie wiem, dlaczego. Za mało czasu? Nieznajomość rodzimych twórców tego gatunku? Na zajęciach z literatury popularnej sięgaliśmy po Joe Alexa, ale to zupełnie nie był mój klimat - autorskie zagrywki drażniły mnie i w efekcie zniechęciły do lektury kolejnych części z cyklu. Ale! Jedną z książek Mai Wolny już kiedyś czytałam i zachowałam dobre wspomnienia. Tytuł "Księgobójca" zaintrygował, a opis z tylnej strony okładki zaciekawił. Efekt? Kupiłam, zabrałam się za lekturę i... wciągnęłam się!
Książka przedstawia historię kilku bohaterów, którzy teoretycznie są ze sobą jakoś powiązani, ale wydaje się, że luźno. Każdy kolejny rozdział odsłania ich relacje, przybliża do rozwiązania zagadki śmierci znanego restauratora mebli. W tle klimatyczny antykwariat, rzeźby z kartek wyrywanych z książek, tajemnice z przeszłości, urywki z historii starości, targające ludźmi emocje... Nie znajdziemy tu nachalnego psychologizmu, ale doskonale wczujemy się w sytuacje postaci. A gdy wydaje się, że zbliżamy się ku końcowi, Maja Wojny podkręca atmosferę... 🤫🙊
"Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia" Barbara Gawryluk
Książkę kupiłam za - uwaga! - 16,90 złotych (sic!). Gruba, w twardej oprawie, z mnóstwem kolorowych ilustracji, zdjęć, skanów listów, gazet, wycinków... Wanda Chotomska to taka nasza polska Astrid Lindgren albo Tove Jansson - ukochana autorka dla dzieci. Niektórzy śmieją się, że mogłaby być córką Tuwima i Brzechwy - pan Jan zresztą nie raz doceniał jej twórczość, czemu dał wyraz chociażby w wierszu po raz pierwszy publikowanym właśnie w "Nie mam nic do ukrycia".
Książka nie jest typową biografią, choć prezentuje wydarzenia chronologicznie. To swoisty wywiad-rzeka, rozmowa Barbary Gawrykuk z Wandą Chotomską. Czasem pytania przechodzą w opowieść o życiu, czasem to przytaczane anegdotki z przeszłości, wspominki ilustrowane archiwalnymi materiałami odnalezionymi w gromadzonych przez poetkę teczkach. Określenie "poetka" nie jest zresztą dobre - w każdym razie nie wystarcza. Wanda Chotomska pisywała piosenki, opowiadania i całe książki, tworzyła scenariusze przedstawień teatralnych, to dialogi jej autorstwa wymawiali uwielbiani przez wielu Jacek i Agatka.
To była przepiękna podróż od czasów sprzed wojny, przez trudny czas walk, po lata socrealizmu i współczesność. Znajdziemy tu dużo anegdotek, opowieści ciepłych i zabawnych, wspomnień o innych autorach (albo innych autorów o Wandzie Chotomskiej), wreszcie zdjęć, skanów (np. z archiwalnych numerów czy "Świerszczyka", czy "Misia"). Pozycja wydana w grubej oprawie, estetycznie, z przyjemnością trzymało się ją w rękach i zapewne chętnie będę do niej wracać. Cieszy mnie to!
- Małgosi Budzich za jej kapitalną książkę "Meble od nowa" - to petarda, Gosiu!
- Kapitanowi Nauka za "Rymowane zagadki matematyczne", które zajęły nas na niejedno popołudnie
- Wydawnictwu Znak za "Plusy i minusy" (która mnie - humaniście - sprawiła mnóstwo frajdy) oraz "Lukrecję"
- Wydawnictwu Nasza Księgarnia za książki "Czaple, kury i głuptaki, czyli o bogactwie ptasiego świata", "Wiosna, lato, jesień, zima w moich rymach" i za jedno z piękniejszych wydań "Alicji w Krainie Czarów", jakie miałam w rękach!
Wow, sporo tych propozycji, jest w czym wybierać :)
OdpowiedzUsuńMyślałam nad Lukrecją dla Córci i chyba się skuszę po Twojej rekomendacji :).
OdpowiedzUsuńPolecam! Lekkie i pokazujące, że choć rodzinę tworzą różni, czasem dziwni ludzie ;), to jest ona wartością. <3
UsuńSzkoda, że nie mam z kim czytać tych dziecięcych książeczek:-(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:-)))
Chotomska jest fantastyczna i mam wrażenie, że trochę przez szkołę, rodziców i dzieci zapominana. Moja mama zawsze z rozrzewnieniem wspomina Jacka i Agatkę ;)
OdpowiedzUsuńI znowu mi podsunęłaś fajną pozycję książkową, te "Czaple, kury i głuptaki, czyli o bogactwie ptasiego świata", jako fance-amatorce ptaszydeł wszelakich :)
Ściskam!
Też mi się tak wydaje. Heh, moja mama ma tak samo :D
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę! :D